[autor docelowy - behemot7 ]
Tekst wisi gdzie indziej, więc czemu też nie tu, gdzie ta para ma osobny dział?— :wink:
Akurat ten fik tłumaczyło mi się wyjątkowo miło i mam nadzieję, że się komuś spodoba. Taki dość puchaty fluff, zresztą jak to najczęściej bywa w ASP/SM.
Tytuł i link do oryginału: Slytherin Intentions
Autor: mahaliem
Zgoda na tłumaczenie: czekam
Tłumacz: mitamot
Ślizgońskie zamiary
Piąty Rok Scorpiusa
Neville spojrzał z góry na rośliny, nad którymi miał przeprowadzać badania, kiedy coś rzuciło na niego cień. W pierwszym momencie pomyślał, że to uczeń, którego będzie musiał ukarać za przebywanie wieczorem poza zamkiem. Miał nadzieję, że może uda mu się go puścić bez szlabanu, a jedynie z ostrzeżeniem.
Kiedy zobaczył, że stał za nim Draco Malfoy, ulżyło mu w kwestii ewentualnego dawania szlabanu, ale równocześnie pojawiły się nowe zmartwienia.
— Cześć — powiedział, wstając i wyciągając dłoń na powitanie.
Malfoy spojrzał na nią i Neville zauważył, że ręka była cała ubrudzona. Zaczął wycierać ją o spodnie, ale przestał, gdy Malfoy chwycił go za nią i rzucił zaklęcie czyszczące, następne na drugą rękę i trzecie na jego spodnie.
— Dzięki.
— Nie ma za co.
Neville pokiwał głową, zastanawiając się, co Malfoy robił w szklarniach Hogwaru, kiedy wreszcie go olśniło.
— Byliśmy umówieni!
— Tak, profesorze Longbottom. A dokładniej, mieliśmy się spotkać pół godziny temu. Dlatego też, kiedy się nie pojawiłeś, dyrektorka zasugerowała, że mogę cię tutaj poszukać.
— Przepraszam, przepraszam. — Neville wskazał na stojącą niedaleko ławkę. — Proszę, usiądź.
Ławka była pokryta ziemią doniczkową. Malfoy pokręcił głową.
— Dziękuję, ale postoję.
— Nie winię cię — mruknął Neville. — Chciałeś ze mną porozmawiać o twoim synu?
— Tak. Chciałbym omówić sposób, w jaki traktujesz go na swoich zajęciach.
Neville zmarszczył brwi. Wierzył, że traktuje wszystkich swoich uczniów sprawiedliwie i nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek powiedział Scorpiusowi coś, co mogłoby zaniepokoić jego rodziców. Właściwie, kiedy teraz o tym pomyślał, to nie mógł sobie przypomnieć, żeby w ogóle odzywał się do Scorpiusa poza zwykłymi, ogólnymi pytaniami, odpowiedziami i poleceniami w czasie lekcji. Nic w ciągu minionych czterech i pół roku, odkąd był jego uczniem. Scorpius zwykle pracował z Albusem Potterem, wykonywali swoje zadania poprawnie, robiąc niewielkie zamieszanie.
— Traktuję twojego syna, jak każdego innego ucznia — stwierdził.
Malfoy przyglądał mu się uważnie przez moment i Neville zaczął zastanawiać się, czy czasem nie potrafi czytać w myślach, jak to się kiedyś przechwalał. Po chwili Malfoy wydawał się znaleźć odpowiedź, której szukał.
— Chciałbym, żebyś to zmienił. Scorpius jest szczególnym przypadkiem.
Neville wyprostował się, wyciągnął na całą swoją długość i spojrzał z góry na Malfoya.
— Nie będę faworyzował twojego syna. To jest niesprawiedliwe, niewłaściwe i nie wierzę, że ty…
— Zamknij się, Longbottom — wypluł Malfoy. — Nie o to cię proszę i gdybyś powstrzymał na chwilę swój wyniosły, gryfoński temperament, mógłbym wyjaśnić. Chcę, żebyś był dla niego przykry. Wykpij jego starania. Daj mu kiepskie oceny z zadań, bez względu na to czy na nie zasłużył, czy nie.
— Co? — Neville aż potknął się, zaskoczony.
— Spraw, żeby znienawidził zielarstwo — kontynuował Malfoy, przysuwając się bliżej. — Spraw, żeby się ciebie bał i gardził tobą.
— Jeśli to ma coś wspólnego z wojną i byciem po różnych stronach…
— Mam ci to przeliterować— Te ferie świąteczne, chcesz wiedzieć, co było głównym tematem rozmów przy naszym stole? Ty!
Neville przełknął.
— Ja?
— Byłem zmuszony słuchać: profesor Longbottom powiedział to, a profesor Longbottom powiedział tamto, a profesor Longbottom zrobił tamtą czy inną cholerną rzecz. Zupełnie zniszczyło to mój apetyt. Straciłem na wadze pięć funtów.
— Nie rozumiem, czemu miałby…
— Scorpius się w tobie zadurzył. I dlatego musisz to przerwać. Teraz. Traktuj go tak, jak Snape traktował ciebie.
Neville przyglądał się przez chwilę Malfoyowi, a potem pokręcił stanowczo głową.
— Nigdy nie potraktuję nikogo tak, jak Snape traktował mnie.
— Więc lepiej, do cholery, przygotuj się do wżenienia do mojej rodziny — warknął Malfoy, zanim wypadł jak burza ze szklarni.
Być może, pomyślał Neville, Scorpiusowi nie zaszkodziłoby kilka gorszych ocen.
***
Szósty rok Scorpiusa
Siedząc, oparty o wezgłowie swojego łóżka w skrzydle szpitalnym, Scorpius uniósł wzrok, widząc kroczącego w jego stronę ojca.
— Ojcze!
— Scorpius — przywitał się Draco, ignorując obecność stojącego w pobliżu mężczyzny. Obrzucił syna uważnym spojrzeniem, szukając zranień.
— Jak się czujesz—
— Jestem cały, dzięki panu Potterowi. Uratował mnie!
Potter wyglądał na nieco zakłopotanego wspomnieniem jego bohaterskiego zachowania.
— Jestem twoim dłużnikiem, Potter. Znowu.
— To nie jest prawdziwy dług życia, Malfoy. Uczeń miał rzucić zaklęcie na kałamarnicę. Dziwne, że wyłoniła się z jeziora i złapała twojego syna.
— Pan Potter był tu, żeby zademonstrować nam pojedynkowanie się z profesorem Smith. Ten snob Smith był kompletnie zaskoczony! Potem pan Potter rozmawiał z kilkoma z nas o byciu aurorem, wiesz, że jego syn jest w moim dormitorium i postanowiliśmy się przejść wokół jeziora, kiedy złapała mnie kałamarnica. Następne, co pamiętam, to pan Potter całujący mnie!
Draco odwrócił się do Pottera.
— Pocałowałeś mojego syna?
— Nie — zaprzeczył pośpiesznie Harry, jego oczy rozszerzyły się ze zgrozy. — To była resuscytacja. Usta-usta. Mugolska rzecz do ratowania topiących się.
— Pocałunek życia — powiedział Scorpius z rozmarzonym westchnięciem.
— Chyba powinienem już iść. — Potter wycofał się w kierunku drzwi.
— Nie wiem jak panu dziękować, panie Potter. Cokolwiek pan chce, cokolwiek pan potrzebuje, będę szczęśliwy, mogąc to zrobić. Bez względu na to, co to jest. Więcej niż szczęśliwy — zapewnił gorąco Scorpius.
— Nie ma potrzeby. Serio. — Rzucając obu Malfoyom uważne spojrzenie, Potter wymknął się za drzwi.
Draco usiadł na krześle dla gości tuż obok łóżka.
— Jesteś cały? Nie masz żadnego uszkodzenia mózgu przez niedostatek tlenu?
Scorpius potrząsnął głową.
— Wszystko w porządku. Powinienem tylko zostać w łóżku na jeden dzień. — Uśmiechnął się speszony. — Mój pierwszy pocałunek.
— Twoje pierwsze co? Potter powiedział, że to nie był pocałunek.
— Jego usta przykryły moje? Zapamiętam to na zawsze. Ciekawe czy jest szczęśliwy z panią Potter. — Trafiony jakąś myślą, poderwał się. — Hej, mógłbym być ojczymem Albusa.
— Nie, nie mógłbyś, ponieważ wierzę, że Potter i jego żona są razem bardzo, bardzo szczęśliwi — powiedział Draco. Zastanowił się, co mógłby zrobić, żeby zagwarantować im to szczęście, jeśli nie byłoby ono prawdą. Może kupiłby im małą wyspę, daleko, daleko stąd, gdzie mogliby sobie żyć w szczęśliwej, małżeńskiej harmonii.
— No cóż. — Scorpius gwałtownie opadł na poduszki. — Jego oczy mają taki śliczny odcień zieleni, nieprawdaż?
Draco schował twarz w dłoniach, kiedy chłopiec kontynuował.
— Sądzę — stwierdził Scorpius po dłuższym zastanowieniu — że mają prawie ten sam odcień, co mech w świetle księżyca.
Draco jęknął. Jego syn zakochał się w Harrym Potterze. Może właśnie tak wyglądało piekło.
***
Pierwszy dzień siódmego roku Scorpiusa
Scorpius wydał z siebie długie westchnięcie, a Draco podążył za jego wzrokiem, żeby zobaczyć, co przykuło uwagę syna. Na dworcu stała zwyczajowa grupa Weasleyów i Potterów żegnająca się ze swoją hordą dzieci i przygotowująca je na kolejny rok w Hogwarcie.
— Tęskniłeś za Albusem— — zapytał, mając nadzieję, że Scorpius w końcu przestał być zauroczony Harrym Potterem.
— Tak.
Zanim Draco zdołał choćby odetchnąć z ulgą, Scorpius ciągnął dalej, burząc jego spokój.
— Jest bardzo przystojny, prawda?
— Kurwa — wymamrotał Draco szeptem.
— Słyszałem, że jest niesamowicie silny magicznie.
Co mogło tylko utrudnić, stwierdził Draco, zabicie Pottera i ukrycie ciała.
— I taki wysoki.
Draco zmarszył brwi. Potter nie był wysoki, wciąż miał budowę szukającego. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Weasleyów i Potterów.
Straszne, przerażające uczucie zaczęło ogarniać Draco.
Scorpius westchnął ponownie.
— Rude włosy i piegi są takie seksowne.
Dobry Boże, nie.
***
Ostatni dzień Scorpiusa w Hogwarcie
— Ojcze, mam ci coś ważnego do powiedzenia — oznajmił Scorpius, kiedy Draco przybył, żeby go odebrać.
— Tak? — zapytał Draco z nie tak małym niepokojem.
— W moim życiu jest ktoś bardzo dla mnie ważny. Ktoś, w kim jestem zakochany i ktoś, kto jak wierzę, także mnie kocha.
Niepokój urósł do nieskrywanego przerażenia.
— Naprawdę? — głos Draco załamał się w środku słowa.
Scorpius pokiwał głową.
— Sądzę, że dwie, najważniejsze osoby w moim życiu powinny się w końcu poznać.
Dał znak komuś, żeby się do nich przyłączył. Draco nie widział kto to, ponieważ był zbyt zajęty modleniem się, aby nie była to McGonagall. Kiedy rozczochrany, młody człowiek zbliżył się do nich, Draco prawie zachwiał się z ulgi.
— Ojcze, to jest Albus Potter. Albusie, to jest mój ojciec, Draco Malfoy.
— Cieszę się, że mogę pana poznać, panie Malfoy — powiedział Albus, wyciągając dłoń.
Draco chwycił ją, jakby była ostatnią deską ratunku i potrząsnął ją entuzjastycznie.
— I ja jestem zachwycony, mogąc cię poznać, Albusie. Absolutnie zachwycony.
***
Lato po zakończeniu Hogwartu
Scorpius i Albus odpoczywali w swoim mieszkaniu w Londynie, które pan Malfoy dał im w prezencie.
— Mówiłem ci, że to zadziała — powiedział Albus. — Twojemu ojcu wystarczyło tylko uświadomić, jakim jestem wspaniałym wyborem w porównaniu z innymi alternatywami.
Scorpius uśmiechnął się szeroko.
— Ja się po prostu cieszę, że nie musiałem posunąć się do zakochiwania w Hagridzie.
Koniec