


A żeby już nie przedłużać, życzę w tym miejscu, w imieniu Moderatorstwa, udanej zabawy wszystkim czytającym i piszącym, jednocześnie zachęcając do komentarzy i pamiętania, że to jednak zabawa. Bawmy się, ale nie psujmy atmosfery! Weny i mnóstwa uciechy:*
I nie powiedziałam dwóch ważnych rzeczy: prezent pomysłowy (bosz, jestem dziś już zmęczona), pomysł prezentowy należał do Aev, podrzuciła mi samą ideę zamienionych prezentów, co jak widać idealnie się sprawdziło. I ona też, oczywiście, betowała. Dziękujem:*
Pozwoliłam sobie przykleić. K.
Odcinek pierwszy
— Śnieg! — Harry’ego z błogiego snu wyrwał radosny okrzyk Rona. Przeciągnął się powoli na łóżku i jedną ręką rozchylił kotary.
— Wesołych Świąt! — mruknął wciąż zaspany.
— Wesołych! — Niemal odkrzyknął Ron, odwracając się od okna, przy którym stał w swojej piżamie w złote renifery i spoglądając triumfalnie na Harry’ego, obwieścił:
— Jednak będziemy mieć białe święta!
— To świetnie! — Harry uśmiechnął się do przyjaciela i zaczął szukać swoich okularów, by na własne oczy przekonać się o tym niespodziewanym cudzie.
Jeszcze wczoraj większość z ponurymi minami rozprawiała o zielonych świętach i zabójczym dla świątecznej atmosfery braku śniegu, który najwyraźniej tym razem postanowił odmówić współpracy. Przez cały grudzień nie pojawił się nawet jeden biały płatek i gdy nie zmieniło się to aż do samej Wigilii, właściwie wszyscy stracili nadzieję. Uczniowie byli w najwyższym stopniu zawiedzeni. Nawet nauczyciele wydawali się rozdrażnieni. Tylko dwie osoby zdawały się nie przejmować bezśnieżnymi prognozami. Pierwszą z nich był oczywiście Severus Snape, który wręcz obnosił się ze swoim ponurym uśmiechem pełnym złośliwej satysfakcji. O, tak, Harry był w stanie sobie wyobrazić, jaką radość sprawiała Nietoperzowi wizja zabicia świątecznej atmosfery. Drugą był Albus Dumbledore, który wszelkie skargi w tym temacie kwitował dobrodusznym uśmiechem i zapewnieniem, że te święta będą wyjątkowe. Teraz Harry gotów był przypuszczać, że dyrektor osobiście maczał różdżkę w bożonarodzeniowej niespodziance.
— Wygląda, jakby przez noc Hogwart nawiedziła niezła śnieżyca — zauważył Harry, wyglądając przez okno. Parapet pokrywał gruby kożuch śniegu, a błonia wyglądały niczym prywatne ogrody Królowej Śniegu. Prawdziwa bajka.
— Nieźle, prawda? — Ron był cały rozpromieniony.
— Snape musi być załamany — parsknął Harry.
— Jak mi przykro! — Ron zrobił komiczną minę, po czym ruszył w kierunku łóżek kolegów, brutalnie rozsuwając kotary. — Hej, chłopaki, czas wstawać! Mamy święta!
— Zamknij się, Wesaley — burknął oburzony Dean, nakrywając głowę poduszką. Niewzruszony hałasem Seamus nadal pochrapywał cicho, a Neville właśnie wygramolił się z łóżka i nieco jeszcze nieprzytomnie uśmiechnął się do kolegów.
— Hej, co zrobiliście z naszymi prezentami? — zapytał niepewnie, jakby oczekując po współlokatorach świątecznego dowcipu.
— Co jest nie tak z naszymi prezentami? — Deanowi od razu przeszła senność i usiadł gwałtownie na łóżku. — Szlag! Nie ma ich!
Ron i Harry rozejrzeli się z niepewnością. Dotąd byli tak zaabsorbowani śniegiem, że nie zauważyli braku czegoś znacznie istotniejszego.
— Okradli nas! — wrzasnął Ron. — To na pewno sprawka Ślizgonów!
— Na wściekłe hipogryfy, co się dzieje?! — Zamieszanie w dormitorium w końcu obudziło Seamusa.
— Nie ma prezentów! — zawył żałośnie Ron, biegając po całym pokoju i zaglądając nawet pod łóżka, a pozostali Gryfoni poszli za jego przykładem.
Faktycznie, po prezentach nie było ani śladu. Harry sam nie wiedział, co o tym sądzić. Gdyby rzeczywiście miało się to okazać prawdą, byłaby to pierwsza gwiazdka w historii Hogwartu, podczas której przydarzyło się coś takiego. I mogło to być nawet bardziej zabójcze dla świątecznej atmosfery niż brak śniegu.
— Alarm! Alarm! Ślizgoni w wieży! — zaczął się drzeć Ron, a Neville zachichotał nerwowo.
— Zamknij się, czubie! — Harry ze śmiechem rzucił w przyjaciela poduszką. Jakoś na razie nie potrafił się martwić. Wierzył, że cała sprawa ma jakieś banalne wyjaśnienie. — Przestraszysz maluchy.
— Mam gdzieś maluchy, miałem dostać Cudowny Odpiegacz od Freda i George’a! Od miesiąca czekam, żeby go przetestować!
— Chodźcie, sprawdzimy jak się sprawy mają w pokoju wspólnym — zaproponował Dean, który wyglądał na równie zdeterminowanego, by dostać w swoje ręce należne mu prezenty.
— Jestem za — zgodził się Harry.
Po chwili cała piątka wmaszerowała do pokoju wspólnego z lekką konsternacją na twarzach, ale prawie natychmiast wyraz ten zastąpiło zrozumienie. Tuż obok kominka, w którym wesoło trzaskał ogień, stała przystrojona w sople lodu i śnieżne gwiazdki choinka. A pod nią… pysznił się kolorowy stos paczek. Chłopcy wymienili porozumiewawcze uśmiechy.
— I wszystko jasne! — zawołał radośnie Seamus.
— Ślizgoni, co? — Harry dał Ronowi kuksańca w bok.
— Och, zamknij się — mruknął Ron i pognał w kierunku choinki.
W pokoju wspólnym wrzało. Większość Gryfonów już nie spała i z głośnym entuzjazmem rozpakowywała właśnie swoje prezenty. Harry nie wypatrzył nigdzie Hermiony i Ginny, więc podążył śladem przyjaciela, by odnaleźć paczki adresowane do niego.
Po chwili dzierżył już w ręce kilka, ale jego zainteresowanie przykuł najmniejszy pakunek zawinięty w srebrny, elegancki papier z zieloną, subtelną wstążką. Ciekawe kto mógł mu go ofiarować? Zwykle gwałtownie rozprawiał się z wszelkimi opakowaniami, rozrywając je z wrodzonym sobie entuzjazmem, ale ten zdawał się naprawdę wyjątkowy. Emanował jakąś przedziwną dystyngowaną energią i Harry nie śmiał potraktować go tak jak pozostałe.
— Książka?! — wyrwało mu się na głos. Cóż, skoro nie był to „Quidditch przez wieki”, a nie był, bo po co byłby mu kolejny egzemplarz, to musiał być jakiś nowy edukacyjny pomysł Hermiony. Jednak na miękkiej skórzanej okładce w kolorze gorzkiej czekolady widniał złoty napis „Sekret”. To dopiero było tajemnicze! Zaintrygowany Harry otworzył książkę i przeczytał zdanie, znajdujące się na pierwszej stronie:
SEKRET
czyli jak zdobyć mężczyznę Twoich marzeń
czyli jak zdobyć mężczyznę Twoich marzeń
Jego serce gwałtownie przyśpieszyło i Harry rozejrzał się ukradkiem po pokoju, ale nikt nie patrzył w jego stronę. Wszyscy zajęci byli swoimi prezentami. Wpatrując się więc jak zahipnotyzowany w pierwszą stronę, zaczął gorączkowo myśleć. Ktoś odkrył jego sekret! Kto mógł mu ofiarować tę książkę? Ktoś, kto poznał jego najbardziej strzeżoną tajemnicę. Czy to mogła być Hermiona?
Jak na zawołanie przyjaciółka zjawiła się w pokoju wspólnym w towarzystwie Parvati.
— Cześć, Harry! — przywitała się z nim, napotykając jego spojrzenie i uśmiechając się. Żadnego znaku, że trzymany właśnie w jego rękach nietypowy prezent pochodzi od niej. A zatem od kogo? Rona Harry skreślił natychmiast. Przyjaciel w życiu nie podarowałby mu czegoś podobnego. To było oczywiste. A może mała Ginny? W końcu miała sześciu braci, znała chłopaków na wylot, może to ona się domyśliła? Dziewczyna jednak wciąż jeszcze nie wyszła z dormitorium, więc nie mógł jej na razie wybadać. W międzyczasie przewrócił kolejną stronę i odczytał wykaligrafowaną pięknymi literami pierwszą wskazówkę poradnika.
Zrelaksuj się i pomyśl o mężczyźnie, którego pożądasz...
Harry niemal natychmiast poczuł, że się rumieni i usilnie starał się nie myśleć. O niczym. Ani tym bardziej o nikim. Ale nieposłuszna wyobraźnia podsuwała mu już śmiałe obrazy. Piękne skrojone usta, delikatne dłonie, jasne włosy… Na domiar złego i ku przerażeniu Harry’ego, to, co pojawiało się dotąd tylko w jego najskrytszych marzeniach, teraz zaczęło odmalowywać się na stronie tej przedziwnej książki. Z okrzykiem zaskoczenia i zawstydzenia zatrzasnął poradnik i po raz kolejny rozejrzał się nerwowo, ale najwyraźniej nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Co dziwniejsze, wszyscy siedzieli nad swoimi prezentami z dość dziwnymi minami. Harry miał wrażenie, że nikt nie chce powiedzieć tego pierwszy, ale wydawało się oczywiste, że coś jest nie tak. Teraz nie byłby już tak skory do szturchania Rona. Może przyjaciel miał rację? Wszystko wskazywało na to, że jakieś powszechne „zło” wkradło się do ich oazy bezpieczeństwa. Sam chciał zawołać „Ślizgoni w wieży”, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Jako pierwszy wybuchnął Ron.
— Ktoś sobie robi tutaj jaja! Nie dostałem odpiegacza! — zawołał z oburzeniem. — I kto, na Merlina, wpadł na pomysł podarowania mi stringów z czekolady?!
I w tym momencie wybuchło pandemonium.
Okazało się, że Colin nie dostał rolki magicznego filmu do aparatu, który obiecali mu rodzice, Paravati została obdarowana męskim rękawicami do quidditcha, jakiś chłopiec ze zdziwieniem prezentował różową apaszkę, a Hermiona z wielką konsternacją wpatrywała się w kalendarz z nagimi gwiazdami quidditcha.
Wtedy właśnie Harry z dziwacznym uczuciem kiełkującym mu w okolicy żołądka i do złudzenia przypominającym rozczarowanie, zrozumiał, że prezenty zostały zamienione. Jakim cudem się to stało i kto tego dokonał, nie miał pojęcia. Fakt jednak pozostawał faktem, że każdy Gryfon zdawał się być w tej chwili w posiadaniu przynajmniej jednego podarunku, który nie powinien trafić w jego ręce. I tak też musiało być w przypadku „Sekretu”, skonstatował Harry. Wiedział, że powinien odczuć ulgę. Jego tajemnica w dalszym ciągu jest bezpieczna, jednak…Och, nie warto zawracać sobie głowę bzdurami, prawda? Są święta! Niestety będzie musiał zwrócić prezent. Skąd jednak miał wiedzieć, komu?
Przed podobnym problemem stanęli wszyscy Gryfoni, teraz przekrzykując się i przepychając, w próbie ustalenia do kogo należy ten a nie inny przedmiot, a pokój wspólny zaczął przypominać świąteczny jarmark. Harry z ociąganiem podszedł do swoich przyjaciół.
— Wiesz co Hermino, nie spodziewałem się tego po tobie — stwierdził Ron z dezaprobatą.
— Ron, nie bądź nieznośny! To oczywiste, że to nie prezent dla mnie! — zawołała oburzona dziewczyna, rumieniąc się.
— Poszukaj lepiej Kruma, na pewno tam jest — poradził jej Ron, na co dziewczyna walnęła go kalendarzem w głowę.
Harry zachichotał.
— A ty co tam masz, Harry? — zapytała przyjaciółka z zainteresowaniem, chcąc odwrócić od siebie uwagę.
Harry z pewnym zażenowaniem pokazał przyjaciołom książkę.
— No, no, stary — Ron poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. — Wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać…
— Zamknij się! — syknął Harry. — Lepiej przymierz swoje stringi!
— Pfff. — Ron tylko prychnął i spiekł raka.
— Poza tym nie powinieneś się śmiać, Ron — zauważyła całkiem poważnie Hermiona. — A co, gdyby Harry naprawdę wolał chłopców?
Ron zamrugał oczami z niedowierzania, po czym zaczął zerkać to na Hermionę to na przyjaciela, a Harry poczuł, jak jego żołądek wykonuje nagle jakąś niebezpieczną akrobację.
— Jak to co? — powiedział w końcu Ron. — Wspierałbym go, rzecz jasna. W granicach… przyzwoitości, ma się rozumieć.
Harry miał wielką nadzieję, że ulga, którą odczuł, nie była bardzo widoczna. Będzie w końcu musiał porozmawiać o tym z przyjaciółmi. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw powinien odnaleźć prawowitego właściciela „Sekretu”.
Pierwszą osobą, o której pomyślał, była Parvati, i kiedy podszedł do niej bardzo dumny ze swojej przenikliwości, był niemal pewny, że wytypował właściwie, czekało go jednak rozczarowanie. Dziewczynie, co prawda, zaświeciły się oczy na widok poradnika, ale z żalem przyznała, że z przeprowadzonego na szybko śledztwa wśród spodziewanych ofiarodawców wynika, że otrzymała wszystkie prezenty poza zmiennokształtnymi kolczykami, które miała podarować jej Padma. Następne pół godziny i przepytanie większości Gryfonów również nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Każdemu, wedle wstępnych ustaleń, brakowało jakiegoś innego przedmiotu, nikt też nie przyznawał się do kupienia podobnego prezentu. W końcu po kolejnych trzydziestu minutach poszukiwań Harry musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Książka miała zostać ofiarowana komuś spoza Gryfindoru, co znacznie utrudniało zadanie. Jak miał znaleźć tę osobę? Przepytać wszystkich uczniów w Hogwarcie? Straci na to całe święta! A może w takim razie… Skoro i tak na razie nie ma pojęcia, komu ją zwrócić… Może mógłby… Przecież na pewno nie stanie się nic złego, prawda? Tylko zerknie na następną wskazówkę. Na jedną jedyną, a potem poszuka właściciela. A może jednak nie powinien?
A w następnym odcinku: