Ech, nic nie zachęcacie, drodzy czytelnicy, nic a nic
Uwaga!!!
Będzie zmiana narracji.
Część IXTeo uniósł głowę, kiedy Neville wszedł do pokoju. Po raz kolejny uświadomił sobie, że nigdy dotąd nie widział go aż tak wyczerpanego, tak pokonanego. Piegi na twarzy przyjaciela uwydatniły się z nadnaturalną wyrazistością, a skóra pod oczami wyglądała jak posiniaczona. Neville osunął się na krzesło ostrożnie jak starzec, przez co Teo zapragnął podejść i uścisnąć jego rękę. Powiedzieć coś pocieszającego albo chociaż sensownego. W zamian zdobył się tylko na proste:
— Czego, do kurwy nędzy, chce Malfoy?
Neville westchnął i potarł twarz dłońmi.
— Dołączyć do drużyny.
Teo spojrzał na niego kompletnie zaszokowany.
— Przepraszam?
— Mówiłem, że Malfoy chce dołączyć do drużyny.
— Tak, tę część zrozumiałem, ale nie kawałek to tym, że choć przez sekundę rozważałeś możliwość przyjęcia w nasze szeregi kogoś takiego jak on. Czyli kogoś, kto czeka na przyjście kolejnego czarnego pana.
— Znam już twoje zdanie w tej kwestii, Teo, więc jeśli nie masz nic przeciwko, wolałbym zrezygnować z recytowania po raz setny mojej opinii na temat Draco Malfoya. Jestem zmęczony i muszę się trochę przespać.
— Czyli kazałeś mu się odpieprzyć i wracać do nory, z której wypełzł?
Neville wstał i sięgnął po płaszcz.
— Nie, powiedziałem, że muszę skonsultować to z drużyną i potem mu odpowiem.
—
Co?! — Teo zerwał się ze swojego miejsca, ale Neville był już przy drzwiach. — Gdzie idziesz?
— Na spacer. Dobranoc.
— O co wam poszło? — zapytała Elizabeth z kąta pokoju, opuszczając książkę i opierając ją grzbietem o podłokietnik fotela.
Teo obrócił się w jej stronę.
— Malfoy zamierza do nas dołączyć, a Neville na poważnie zastanawia się nad zgodą!
— Hmm,
to ciekawe.
— Która część? Że Malfoy chce dołączyć do drużyny, czy że Neville nie kazał mu natychmiast spierdalać?
— Pierwsza. Druga wcale mnie nie dziwi. Sytuacja jest zbyt złożona i delikatna, żeby Neville ot tak odrzucił ofertę. Poza tym on tak nie postępuje. To nie facet, który kieruje się kaprysem.
Zapadła cisza. Teo czuł, że myślą o tym samym: jak różnymi ludźmi byli Harry i Neville, i jak doskonale się nawzajem uzupełniali.
— Co miałaś na myśli, mówiąc że to ciekawe, że Malfoy chce do nas dołączyć?
Elizabeth podniosła się z fotela i podeszła do stołu, przy którym siedział Teo. Przez kilka sekund z roztargnieniem próbowała dopasować kilka elementów do rozłożonych na blacie puzzli z widokiem Pałacu Zimowego, ale zrezygnowała.
— Nie martw się — mruknął Teo. — Sądzę, że celowo zapomnieli o jednym elemencie, żeby osobę, która to kupiła, powoli doprowadzić do szaleństwa.
— Zawsze można po prostu transmutować brakujący kawałek — zasugerowała.
— Gdybym tak postąpił, nigdy nie byłbym pewien, czy w przyszłości nie zrobię podobnie, jeśli tylko będę bardzo zmęczony i sfrustrowany. To cholernie niebezpieczne, O’Malley. Kiedy już zaczniesz oszukiwać w taki sposób jak przy układance, trudno jest przestać.
— Filozof jak zawsze, Theo. Nie uważasz jednak, że można oszukać tylko raz? W przypadku wyjątkowej potrzeby? I w przyszłości rozpoznać podobne warunki jako konieczność?
Teo parsknął, przymierzając kolejny puzzel i odrzucając go na bok, gdy okazał się całkowicie niepasujący.
— Mówisz tak, jakby ludzie nie byli w stanie przekonać samych siebie niemal do wszystkiego. Muszą istnieć jakieś
reguły, Lizzie. Granice, których nie przekracza się w
żadnych warunkach.
— I myślisz, że Malfoy takich granic nie posiada?
Teo spojrzał na O’Malley ze złością.
— Nie przypominam sobie, żebyśmy rozmawiali o czymś innym niż ta idiotyczna układanka.
Elizabeth odciągnęła od stołu krzesło i usiadła.
— Nie jestem głupia, Teo. Poza tym znam cię zbyt dobrze.
Teo odchylił się do tyłu i w obronnym geście skrzyżował ramiona na piersi.
— Nie potrzebujemy go. I, jak na przykład ja, wcale nie chcemy. W najlepszym przypadku to tchórz. W najgorszym stanowi zagrożenie. Na pewno jest ciężarem, a my w tej chwili nie możemy sobie pozwolić na żaden rodzaj obciążenia. Neville mówił mi wcześniej, że minister rozważa już możliwość odebrania drużynie sprawy Mefodija. Najwyraźniej brytyjska wspólnota czarodziejów nie wierzy, żeby mało znany syberyjski mroczny czarodziej wart jest ich krwi i pieniędzy.
— Nie powinieneś dziwić się ludziom — odparła Elizabeth. — Przecież Harry był...
Teo nagle ukrył twarz w dłoniach.
— Proszę, Lizzie — powiedział z wysiłkiem. — Nie używaj jego imienia i czasu przeszłego w jednym zdaniu. Przynajmniej dopóki się nie prześpię.
— Przepraszam. — O’Malley położyła mu dłoń na ramieniu. — Czasami zapominam, jacy byliście sobie bliscy.
— To właśnie Harry... — zaczął Teo ze znużeniem, ale i z determinacją. — To Harry przekonał mnie do ucieczki od Voldemorta, do opuszczenia śmierciożerców. — Podejrzewał, że Elizabeth znała już jego historię, ale poczuł nieodpartą potrzebę opowiedzenia jej ponownie, jak gdyby mówienie o Harrym w jakiś sposób mogło sprowadzić go z powrotem, zwabić, jak świeca w oknie wabi zagubionego w lesie myśliwego obietnicą światła, ciepła i towarzystwa...
— Mów — ponagliła delikatnie, ściskając jego rękę.
— Mój ojciec należał do śmierciożerców, o czym pewnie już wiesz. Był nim od początku, zanim jeszcze ten arogancki skurwiel Lucjusz Malfoy stał się prawą ręką Czarnego Pana. A mnie wychowano tak, żebym podziwiał Voldemorta i wszystko, co symbolizował, oraz abym myślał, że służba mojego ojca to coś szlachetnego i wspaniałego. Stwierdzenie, że byłem głupi i naiwny, to wielkie niedopowiedzenie. Ale kiedy umarła mama...
Teo poczuł, jak niespodziewanie zaciska mu się gardło. Jak dużo czasu upłynęło, od kiedy myślał o niej po raz ostatni? Kiedy wspominał jej spokojną, skupioną twarz, gdy stała w kuchni i ręcznie siekała warzywa, podobnie jak jej mugolska matka? To śmierć Harry’ego musiała wydobyć na powierzchnię pamięć o ludziach, których stracił.
Elizabeth wyczuła jego ból i jeszcze raz ścisnęła go łagodnie.
— W każdym razie — kontynuował zachrypniętym głosem — po jej śmierci myśl o zostaniu śmierciożercą była jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy życiu i nadawała mu cel. To właśnie jej strata popchnęła mnie do wstąpienia w szeregi ligi juniorów, gdzie szybko awansowałem. — Uśmiechnął się ponuro. — Wyrobiłem sobie nazwisko, a kiedy otrzymałem Mroczny Znak jako najmłodszy czarodziej w historii, czułem się zaszczycony, jakbym został królem świata. I kto wie, co bym zrobił, gdybym pozostał w służbie Voldemorta. Sądzę, że byłbym w stanie dokonać niemal wszystkiego. Ale na szczęście Zakon złapał mnie i uwięził, i to właśnie wtedy Harry wyznał mi prawdę. Moja matka nie zginęła w wypadku, jak poinformował mnie ojciec. Nie, okazało się, że zmarła na skutek długotrwałego działania Cruciatusa. Na rękach ojca. I z rozkazu nikogo innego jak Lucjusza Malfoya. Wydaje się, że Malfoy dał mu wybór: albo zamęczy swoją żonę nieczystej krwi, albo utraci stanowisko w armii Czarnego Pana. I wiesz, co on wtedy zrobił? Mam na myśli Harry’ego. Pozwolił mi odejść. Ten kompletnie szalony sukinsyn pozwolił mi — znanemu śmierciożercy i mordercy — odejść. Żegnając mnie tylko jednym słowem.
Pamiętaj.Nagle postać Harry’ego była wszystkim, co Teo potrafił dostrzec. Stał w jaskrawym prostokącie światła padającego przez drzwi, wysoki i czarny na tle wnętrza pełnego map, plansz z wykresami, zniszczonych krzeseł, talerzy z na pół zjedzonymi posiłkami i niskich, płonących świec.
— Czemu to robisz? — spytał Teo, mimo że większa część jego mózgu krzyczała, że jest głupcem, skoro kwestionuje swoje niesamowite szczęście.
— Może dlatego, że mimo swoich uczynków nie jesteś złym człowiekiem, Nott. Po prostu wprowadzono cię w błąd.
— Nawet gdyby, to czy nie byłoby rozsądniej trzymać mnie w zamknięciu?
— Być może — odparł Harry. — Wtedy jednak ominęłaby mnie przyjemność oglądania, jak odchodzisz, a potem do nas wracasz. Bo wrócisz.
Pomimo wiary w swoje słowa Harry nie wydawał się arogancki. Teo dobrze wiedział, jak wygląda arogancja. W końcu przez sześć lat dzielił dormitorium z Draco Malfoyem, a potem szkolił się wraz z nim przez kolejne dwa i pół roku... Nie, Harry nie był arogancki. Już raczej, mówiąc wprost, miał rację.
— Jeśli role zostaną odwrócone, Potter, nie mogę zagwarantować ci, że postąpię tak samo.
— Być może — powtórzył Harry. — Ale wiedz, że posiadam przywilej uczenia się na błędach popełnionych w przeszłości i wyciągniętych z nich wniosków. Był ktoś... ktoś jeszcze... Mogłem go uratować, ale nawet nie spróbowałem. Uznaj, że stanowisz jego zastępstwo i niech tak zostanie. Pamiętaj.
I zamknął drzwi, pozostawiając go samego w ciemnościach i zmuszając do rozważenia następnego kroku.
Teraz Teo spuścił głowę na swoje splecione ramiona i zapłakał po raz pierwszy od dwóch dni, od chwili, gdy Neville powiedział mu, że stracili wszelki ślad oznak życiowych Harry’ego. Obezwładniający szloch wstrząsnął jego ciałem. Ledwie usłyszał szuranie krzesła, kiedy Elizabeth wstała od stołu i od tyłu owinęła wokół niego ręce, opierając czoło o jego głowę. Mimo że czuł się nieszczęśliwy i zagubiony, był wdzięczny za tę milczącą pociechę. Nagle uświadomił sobie, że wokół są też inni ludzie: Luna gładziła go po włosach i szeptała coś cichym głosem, Krum i Higglebee ściskali na przemian jego ramię.
— Nie martw się, Nott — odezwał się Fairbanks gdzieś z tyłu. — Ktoś za to zapłaci. Przynajmniej tego możesz być
pewien.
Teo obudziło ciche, ale zdecydowane pukanie. Zanim jeszcze do końca oprzytomniał, jego ręka automatycznie wyciągnęła różdżkę spod poduszki i skierowała ją na drzwi sypialni.
— Kto tam?! — krzyknął.
— A kto jeszcze, według ciebie, zdołałby wejść do mieszkania, nie pakując się pod pół tuzina zaklęć patroszących? Oczywiście, że twój współlokator, idioto.
—
Lumos — szepnął Teo, próbując usiąść. — Neville? Co ty, do cholery, wyprawiasz? Dopiero teraz wracasz ze spaceru? Wejdź! Do diabła, która godzina? Pieprzona Rosja i jej pieprzony brak słońca!
Na zewnątrz uliczne latarnie wciąż rzucały pomarańczowe światło, ale Teo słyszał ludzkie głosy i warkot samochodów, więc musiała być co najmniej ósma. Neville otworzył drzwi, podszedł cicho do biurka stojącego przy oknie i usiadł ciężko na obrotowym krześle, które w proteście skrzypnęło żałośnie.
— Uważaj. To cholerstwo jest zepsute — ostrzegł Teo, gdy Neville spróbował się odchylić i poleciał niebezpiecznie daleko do tyłu.
— Wróciłem zaraz po tobie — powiedział. — A tak przy okazji, znowu nie wyłączyłeś tostera. Obu nas zabijesz kiedyś przez to swoje nocne podjadanie.
— Przepraszam — wymruczał Teo. — Przynajmniej tym razem nie zostawiłem w nim tosta.
— Cóż, przypuszczam, że to oznacza poprawę.
Wymienili niepewne, smutne uśmiechy. Przecież już kiedyś przez to przechodzili — starali się udawać, że życie toczy się dalej po śmierci członka drużyny. Mimo że śmierć Harry’ego nie była jak każda inna... Jednak rutyna działała pocieszająco i Teo nie chciał z niej rezygnować. Po tym, jak poprzedniego wieczoru załamał się w mieszkaniu Elizabeth i Luny, potrzebował kilku godzin, żeby jakoś się pozbierać. Później przyjdzie czas na właściwą żałobę, teraz jego umysł musiał być czysty. Absolutnie czysty.
— Słuchaj, Teo — odezwał się Neville po kilku minutach milczenia, podczas których chłonęli codzienne dźwięki zewnętrznego świata. — Musimy pogadać o zmianach w kwestii przywództwa, a potem o Malfoyu. Zrobimy to teraz, czy wolisz najpierw ubrać się i zaparzyć kawę?
Żołądek skręcił mu się gwałtownie. Teo oczekiwał tej rozmowy, ale teraz, gdy miała się odbyć, wcale nie chciał słuchać, co Neville zamierza powiedzieć. Mogło to tylko potwierdzić utratę Harry’ego i wszystko, co oznaczała...
— Nie, zróbmy to od razu — odparł stanowczo.
— Świetnie — Neville zaczerpnął głęboko powietrza. Oparł swoje wielkie dłonie na udach, rozsuwając szeroko palce, jak gdyby potrzebował oparcia. Teo poczuł, że jego serce przyspiesza rytm. — Jak wiesz, po zaginięciu Harry’ego, kiedy okazało się, że nie potrafimy go odnaleźć, wróciłem do Anglii. Poczułem się w obowiązku poinformować o wszystkim ministra, mimo że nie wiedzieliśmy, co się dokładnie wydarzyło. W każdym razie omówiliśmy kwestię, kto ma przejąć dowodzenie po Harrym i minister wyraził opinię, że tą osobą powinienem być ja, a ty zajmiesz moje obecne miejsce. Jeśli się zgodzisz.
Teo przez chwilę trawił nowinę. Mimo że się jej spodziewał, niosła ze sobą ważny przekaz: bez wątpienia jego życie zmieni się na wiele sposobów, zarówno w sprawach drobnych, jak i ważnych.
— Zanim się zdecydujesz, powinieneś dowiedzieć się jeszcze jednej istotnej rzeczy o swoim nowym stanowisku. Harry i ja.. — Neville przerwał i obrócił głowę w stronę okna. Jego jabłko Adama poruszało się w górę i w dół, jak gdyby próbował powstrzymać swój głos od załamania. — Harry i ja wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Każdy z nas miał pełne prawo sprzeciwić się drugiemu, tak że tylko pełne porozumienie powodowało przyjęcie jakiegokolwiek planu działania. Chciałbym, żeby między nami również tak było...
Teo przytaknął.
— Oczywiście, ale... — zaczął.
Jednak Neville uniósł rękę, aby go powstrzymać.
— Obawiam się, że nasza gotowość do współpracy już na początku napotka sporą przeszkodę.
— Malfoy.
Neville skinął głową.
— Kurwa — z wściekłości Teo uderzył w kołdrę otwartą dłonią. — Pieprzony gnojek! — Spojrzał na Neville’a roziskrzonym wzrokiem. — Daj mi jeden
dobry powód, dla którego jesteś skłonny zgodzić się, żeby do nas dołączył. I celowo podkreślam słowo „dobry”, ponieważ nie sądzę, żeby pozwolenie mu na odegranie żałosnej farsy kochanka-mściciela do takich należało.
— Teo, posłuchaj. Mal... Draco nie jest taki zły, jak myślisz.
— Z całym szacunkiem, Neville, ale nie znasz go tak dobrze jak ja.
— To prawda, nie znam go takiego, jakim był w szkole czy na służbie u Voldemorta, ale wiem, jakim stał się człowiekiem. Nasza czwórka... to znaczy Draco, Harry, ja i Hermiona, spędziliśmy ze sobą całkiem sporo czasu w ciągu ostatnich lat. Podróżowaliśmy razem, jedliśmy przy jednym stole...
— Och, proszę, oszczędź mi szczegółów! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, jaki doskonale miły i towarzyski potrafi być Malfoy, jeśli służy to jego celom? Kocham cię szczerze, Neville, ale zawsze byłeś zbyt miękki, jeśli chodziło o cokolwiek związanego z Harrym. Ja również go podziwiałem, ale nie byłem ślepy na jego wady, a miał ich całkiem sporo...
Neville zaczerwienił się ze złości i wstał tak nagle, że popsute krzesło odskoczyło i uderzyło w ścianę, zostawiając wgniecenie w tynku.
— Nie widzę żadnego powodu, żeby to roztrząsać na gruncie osobistym — powiedział spokojnie, ale Teo doskonale słyszał nutę oburzenia i wściekłości w jego głosie. Byli współlokatorami od siedmiu miesięcy i nigdy dotąd nie kłócili się o nic poza tosterem i muzycznym gustem Neville’a. Theo nie chciał go zranić, nie mówiąc już o szkalowaniu ich martwego najlepszego przyjaciela, ale była to jedna z kwestii, o której mówił O’Malley zeszłego wieczoru. Draco Malfoy dołączy do drużyny dopiero po jego trupie. Będą musieli wybrać między nim a Malfoyem, a dobrze wiedział, że przy tak postawionym ultimatum ma wygraną w ręku.
— Neville, jedyne, o co proszę, to żebyś mnie wysłuchał. Powiem ci, co wiem o Malfoyu, a ty zdecydujesz, czy nadal chcesz go w zespole... i dlaczego... i wtedy zaczniemy negocjować. Zgoda?
Neville ponownie osunął się na fotel, ale tym razem usiadł na samym brzegu, jak gdyby gotów do ucieczki.
— Wszelkie odniesienia do Harry’ego ogranicz do minimum i wyrażaj się o nim z szacunkiem — powiedział.
— Oczywiście. Wiesz, że go kochałem.
Neville skinął głową.
— I kto wie, może Harry sądził, że kocha Malfoya. Ale czy kiedykolwiek widziałeś, żeby żyli naprawdę razem? Lub nawet udawali normalną parę? Harry miał pewne... skłonności... a Malfoy był na tyle chorym skurwielem, aby je zaspokajać. Jeśli chcesz znać moje zdanie, zawsze uważałem, że Malfoy zorientował się, że w ten sposób może na Harry’ego wpływać. W końcu na tym skupiało się jego życie przez cały czas naszej znajomości. Harry Potter to, Harry Potter tamto. Zawsze. Malfoy miał na jego punkcie obsesję i mogę cię zapewnić, że nie było to nic miłego. A kiedy odkrył, że może kontrolować Harry’ego przez penisa...
Neville zbladł i zaczął się podnosić, ale Teo go zatrzymał.
— Proszę, wysłuchaj mnie. Wiem o Malfoyu rzeczy, o których nikt inny nie ma pojęcia. Kiedyś był znacznie mniej dyskretny niż teraz. Jego dwór jest pełen mrocznych artefaktów i zakazanych książek. On tylko czeka, aż nadejdzie odpowiedni czas i będzie w stanie zgromadzić wsparcie, potrzebne mu do ataku na ministra magii. Zemsta za śmierć Harry’ego Pottera w imię miłości może ostatecznie przerodzić się w zamach stanu. Malfoy może też po prostu sam sobie nadać to stanowisko i co wtedy? Cóż, wyobraź sobie Voldemorta bez równoważącej go siły ministerstwa... lub bez naszej drużyny.
Neville zacisnął usta tak mocno, że utworzyły bladą linię.
— Oczekujesz, że uwierzę w twoje spiskowe teorie, Teo? Przecież zanim Harry... zginął, miał zamiar opuścić drużynę i być z Draco. Jakoś to nie pasuje do tak niecnych planów. Nie sądzę, by Harry z zadowoleniem przyglądał się, jak jego partner wciela się w skórę Voldemorta.
Teo nie dał się zniechęcić.
— Widziałeś, jaki zaszokowany i wstrząśnięty był Malfoy, kiedy Harry poinformował nas o swoich zamiarach? Wcale
nie zareagował jak szczęśliwy kochanek. Uciekł z restauracji, blady i zawstydzony! Zachował się jak ktoś, kto zdał sobie sprawę, że to ostatnia chwila na działanie. Już nigdy więcej nie miał zaznać luksusu związku na odległość. Rozumiał, że jeśli zamieszkają razem, Harry odkryje jego paskudne tajemnice. Nie, Neville, Malfoy nie był zadowolony. Wszystko dotąd toczyło się po jego myśli: trzymał Harry’ego na smyczy ich perwersji, a jednocześnie z dala od siebie. Sytuacja idealna, która jednak miała ulec zmianie...
Teo przerwał, zdając sobie sprawę, że oddycha spazmatycznie, a jego głos niepotrzebnie przybrał na sile, biorąc pod uwagę, że jego współrozmówca siedział nie więcej niż trzy metry dalej.
Neville przyglądał mu się wyzywająco.
— Zrozum — powiedział zrezygnowany Teo. — Widziałem ich raz. W Reykjaviku. Harry miał urodziny i cały dzień wspominał, że Malfoy obiecał mu niespodziankę, a on nie wie, co to będzie. Zdając sobie sprawę, do czego Malfoy jest zdolny... dobrze, zaniepokoiłem się i poszedłem do jego mieszkania, żeby sprawdzić, czy czegoś nie odkryję. Nie wiem... złapię na czymś Malfoya. Nie mam pojęcia, po prostu martwiłem się. W końcu dopiero niedawno zorientowałem się, że Harry „spotyka się” z Malfoyem, czy jak by nazwać ich związek. Tak czy inaczej Harry musiał spodziewać się, że Malfoy nadejdzie lada moment, bo zdjął bariery ochronne. Przez to udało mi się wejść do mieszkania niepostrzeżenie. Zabrałem pelerynę-niewidkę Harry’ego i usiadłem w kącie, sądząc, że jak mnie przyłapie, to po prostu wytłumaczę swoje obawy...
— Jeśli uważasz, że Harry skwitowałby to słowami „och, w porządku”, to jesteś cholernie głupi, Teo — przerwał mu Neville. — Gdyby się dowiedział, ukręciłby ci głowę.
— Prawdopodobnie — zgodził się Teo. — Słuchaj, wcale cię nie przekonuję, że to, co zrobiłem, było w porządku. Chcę tylko opowiedzieć, co widziałem...
— A ja nie jestem pewien, czy chcę to wiedzieć — odparł Neville. — Ponieważ nie jestem pewien, czy cokolwiek poza powiedzeniem mi, że Draco związał Harry’ego i...
— I co? Sprawił, że krzyczał? Błagał? Krwawił? Może to zmieni twoje zdanie? A co, jeśli ci powiem, że Harry obiecał Malfoyowi, że dostanie wszystko, czego pragnie, i może zrobić z nim wszystko, co chce, nawet rzucić na niego Avadę w momencie orgazmu...
— Wystarczy, Teo!
— Nie mówimy tu o lekkim odchyleniu, Neville. Mówimy o czymś, co jest kompletnie zboczone, niebezpieczne i prawdopodobnie nielegalne. Przysięgam ci, Harry, jakiego wtedy widziałem... gdy byłem w stanie patrzeć, to
nie był Harry, którego znaliśmy. Był niczym więcej niż marionetką w rękach Malfoya. Jego zabawką! I powiem ci coś jeszcze. Ten gnój
spuścił się na niego. Na najlepszego i najpotężniejszego czarodzieja na świecie, szlochającego i liżącego mu buty jak
pies!
— Dosyć! — krzyknął Neville, wstając z krzesła. Jednak Teo wiedział, że jest zaszokowany i nowy wizerunek Harry’ego absolutnie nie współgrał z obrazem, jaki nosił w sobie, od kiedy był wystraszonym małym chłopcem potrzebującym bohatera.
— Może Lucjusz jest już martwy i pogrzebany, ale spuścizna po nim w postaci niczym nieskażonych skłonności do sadyzmu przetrwała w jego synu. Malfoy zazwyczaj wracał do szkoły po dniach wolnych ze śladami po uderzeniach na tylnej części ud i zaraz potem doprowadzał pierwszorocznych do płaczu i błagania, by pozwolił im wypełniać jego polecenia. Jako dziecko mógł być co najwyżej szkolnym tyranem, ale jako dorosłego tylko krok dzieli go od ustawiania mugolaków w szeregu i rzucania Cruciatusa na jednego po drugim tylko dlatego, że podnieca go ich cierpienie. On jest skrzywiony, chory i potężniejszy, niż nawet sam sobie zdaje sprawę, i prędzej
szlag mnie trafi, niż udostępnię mu środki na dojście do władzy. Drużyna powstała po to, aby eliminować mrocznych czarodziejów, a nie żeby hodować ich na własnej piersi!
Neville po raz kolejny opadł na krzesło, jak gdyby wszelkie siły opuściły jego ciało. Uniósł drżącą rękę i zasłonił oczy.
— Chcesz wiedzieć, co Malfoy sam powiedział mi tydzień temu? — zapytał Teo łagodnie, gdyż miał świadomość, że zaraz zada przyjacielowi
coup de grâce. — Tuż przed kolacją, w czasie której Harry obwieścił tę „radosną” nowinę, że zamierza opuścić drużynę, aby rozpocząć długie i szczęśliwe życie przy boku lorda wyliż-mi-buty Malfoya? Że powinienem żałować, że nie zabiłem go, kiedy miałem okazję, ponieważ jeśli zrobię to teraz, czeka mnie, cytuję:
rozprawa z jednym z twoich najlepszych przyjaciół, i gwarantuję ci, że nie będzie ona przyjemna, a jak nie wierzysz, zapytaj Voldemorta. Czy to według ciebie brzmi jak słowa kogoś, kto nie zamierza wykorzystać dziedzictwa po Harrym do zdobycia władzy?
Zapadła długa cisza. Teo zorientował się, że siedział tak prosty i napięty, że plecy zaczynały go boleć. Oparł się o wezgłowie łóżka i rozprostował kolana pod kołdrą. Nagle poczuł się, jakby znowu był w Hogwarcie, spędzając sobotni ranek w piżamie, podgryzając wykradzione ciastka i słuchając niekończących się kłótni Crabbe’a i Goyle’a albo przechwałek Zabiniego na temat jego najnowszych wyczynów seksualnych, czy Malfoya spiskującego przeciwko Potterowi. Spuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach. Co się stało z tymi chłopcami i ich mało znaczącymi problemami, młodzieńczymi obsesjami i krótkowzrocznymi, lekkomyślnymi lojalnościami? Nawet ci, którzy jeszcze żyli, zdawali się martwi już od dawna...
— Cóż — odezwał się wreszcie Neville. — Nastawię wodę. Malfoy będzie tu o dziesiątej.
Teo zauważył, że nie użył imienia Malfoya, i uśmiechnął się w duchu. Wygrał i nawet nie musiał wykorzystać dziecinnego ultimatum „ja albo on”. Bez słowa skinął głową. Neville powoli ruszył w stronę drzwi, ale nagle się odwrócił.
— Jutro z samego rana wracamy do Irkucka — powiedział.
— Oczywiście — odparł Teo, a gdy Neville uśmiechnął się do niego pojednawczo, powtórzył: — Oczywiście. Już się nie mogę doczekać.
Właśnie jedli śniadanie, kiedy ktoś zapukał.
Obaj zamarli w bezruchu i patrzyli na siebie przez chwilę, Neville w trakcie wstawania z krzesła, a Teo z ustami pełnymi tosta.
— Błagam cię, pozwól, że to ja będę mówił — szepnął Neville. — Ty wszystko tylko bardziej skomplikujesz.
Kiedy Teo przytaknął, bez pośpiechu podszedł do drzwi. Tuż przed naciśnięciem na klamkę zatrzymał się i wytarł dłonie o uda. Gest nie przeszedł niezauważony.
Malfoy wkroczył do pokoju, zdjął skórzane rękawiczki i długi płaszcz. Płaszcz Harry’ego. Teo bez problemu rozpoznał celtycki wzór wyszyty czarną nicią na szarej wełnie. Malfoy musiał zatrzymać się w jego mieszkaniu. Na samą myśl Teo zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę. Wstał powoli, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem się na Malfoya i wydarciem mu płaszcza z rąk.
Malfoy ubrany był na czarno. Całkowicie. Czarne buty, czarne bryczesy, czarna koszula, czarne szaty. W porównaniu z tym mrocznym kolorem jego blada skóra stanowiła kontrast tak surowy, że wręcz nieprzyzwoity. Jego upiornie jasne włosy były ściągnięte do tyłu i związane nad karkiem czarną satynową tasiemką. Wyglądał jak wzorcowa, podręcznikowa ilustracja czarnego pana. W piersi Teo wezbrał histeryczny śmiech, który z trudem opanował.
— Longbottom, Nott — odezwał się Malfoy na powitanie. Teo był tak zaskoczony brzmieniem jego głosu, że prawie zapomniał się odkłonić. Zniknął władczy ton, szorstka, typowa dla wyższych sfer artykulacja i znudzona pogarda, opanowane przez Malfoya do perfekcji. Na ich miejscu pojawiła się chrapliwość i groźne, przepełnione żalem dźwięki, tak wzburzone i ciemne jak fale oceanu pokrytego plamą ropy. Teo obserwował, jak Neville blednie, i przygotował się, by się wtrącić, jeśli determinacja przyjaciela osłabnie choćby na sekundę.
— Draco — zaczął Neville — masz ochotę na śniadanie? Albo filiżankę herbaty?
— Nie, dziękuję. I jeśli wam to nie przeszkadza, wolałbym stać.
Neville skrzywił się, ale skinął głową. Teo ukradkiem zacisnął palce na różdżce.
— Postaram się nie dać ci powodu, żebyś mnie przeklął, Nott.
Teo poczuł, jak jego twarz pokrywa się rumieńcem. Zrezygnował z wszelkich pozorów, wyjął różdżkę z szaty i położył ją na stole, gdzie każdy mógł ją widzieć i gdzie... łatwo byłoby po nią sięgnąć, gdyby zaszła taka potrzeba.
Neville ze smutkiem pokręcił głową, a Malfoy — skurwysyn — zaśmiał się z przymusem.
— Widzę, do czego zmierza ta dyskusja — powiedział, podchodząc do okna. Przyłożył do niego najpierw dłoń, a potem czoło. Przez chwilę wyglądał, jakby analizował, co się dzieje na ulicy poniżej. Neville przez kilka sekund wiercił się na krześle, wreszcie jednak wstał i oparł się o kuchenny blat. Teo nadal siedział w prowokującej pozie. Skoro Malfoy nie zamierzał przestrzegać zasad poprawnego zachowania, może się pieprzyć. Co nie oznacza, że on sam pozwoli, by to zaważyło na rozmowie.
— Przykro mi, Malfoy, ale drużyna nie potrzebuje twojej pomocy.
Teo został zaskoczony niespodziewaną surowością i klarownością głosu Neville’a. Skarcił sam siebie za wątpliwości, jakie miał w stosunku do współpracownika i przyjaciela. Neville, zwykle miły i delikatny, w sytuacjach krytycznych potrafił zachować się stanowczo, a nawet bezwzględnie. Fakt ten prawdopodobnie mówił więcej o wojnie z Voldemortem niż cokolwiek innego, skoro ktoś z natury tak wrażliwy i pokojowy potrafił zdobyć się na brutalną skuteczność.
Malfoy nie odwrócił się od okna, ale Teo widział w jego odbiciu na szybie, że ze znużeniem zamyka oczy, jak gdyby spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi, a mimo to żałował.
— Czyli znowu jestem dla ciebie „Malfoyem”?
Neville wzruszył ramionami.
— Ty nigdy nie zwracałeś się do mnie inaczej niż per „Longbottom”, a do Hermiony „Granger” — odparł spokojnie.
Malfoy westchnął i wyprostował ramiona.
— Tak, masz rację.
Neville odsunął się od blatu i wyciągnął rękę, chcąc go dotknąć, ale zanim nawiązał kontakt, zrezygnował i opuścił ramię, jak gdyby napotkał niewidzialną barierę. Teo zastanawiał się, czy to zwyczajna powściągliwość, czy może Neville przypomniał sobie ich wcześniejszą rozmowę. Tak czy inaczej nie miało to znaczenia. Efekt pozostawał ten sam. Widział, że Malfoy obserwuje przerwany gest Neville’a w okiennej szybie, zauważył też, jak jego plecy zesztywniały z urazy i wrogości, gdy Neville cofnął rękę. Teo sięgnął po różdżkę i stuknął nią ostrzegawczo o swoją szklankę z sokiem.
— Otrzymam jakieś wyjaśnienia?
Malfoy odwrócił się od okna i przysiadł na parapecie, wyciągając przed siebie długie nogi odziane w wytwornie dopasowane bryczesy i buty sięgające kolan. Teo uśmiechnął się w duchu, myśląc, że to niemożliwe, by Neville
nie przypomniał sobie w tym momencie obrazu, jaki wcześniej mu namalował, na którym Malfoy łamie Harry’ego niczym różdżkę o kolano. Z satysfakcją obserwował, jak przyjaciel zerka na buty Malfoya i ledwie panuje nad grymasem obrzydzenia.
— Myślę, że każde moje wyjaśnienie byłoby dla ciebie niewystarczające — powiedział Neville. — Słuchaj, ja wiem, że chcesz pomóc odnaleźć zabójcę Har...
Malfoy uniósł dłoń, przerywając mu w połowie zdania. Teo mógł się tylko domyślać, że posłużył się jakąś złośliwą odmianą zaklęcia wyciszającego, bo Neville zadławił się i poczerwieniał. Teo skoczył na równe nogi, przytykając różdżkę do piersi Malfoya, który natychmiast opuścił rękę. Neville gwałtownie zaczerpnął powietrza i potarł gardło, ale Malfoy nadal wpatrywał się niewzruszenie w drżącą dłoń Teo.
— Musisz być szybszy i bardziej stanowczy podczas spotkania z Mefodijem, Nott — powiedział, po czym obrócił się do Neville’a. — Przepraszam — kontynuował beznamiętnie. — Powinienem od razu wspomnieć o swoich konwersacyjnych ograniczeniach. Nie jestem w stanie znieść dźwięku jego imienia.
Przyznanie się do winy było tak szczere i pozbawione uczuć, że wyssało powietrze z pomieszczenia, zostawiając po sobie jedynie emocjonalną pustkę. Przez Teo przebiegła fala nudności. Słyszał takie deklaracje już wcześniej: w czasie bitwy, na oddziałach intensywnej terapii, gdzie krew wypływała zbyt szybko, tworząc na podłodze kałuże, ponieważ odpływy kanalizacyjne były zapchane podartymi opatrunkami i prześcieradłami, i w zaciemnionych celach, zanim osoby składające takie oświadczenia odnajdywano później zwisające z rur jak dziwnie wydłużone owoce z bezlistnych drzew...
...ale zaraz wściekłość uderzyła w niego jak rozpędzony pociąg i Teo poczuł, że słuszny cel dodaje mu sił i jego ręka staje się sztywna niczym stal, a jej drżenie zanika całkowicie wraz z wszelkim żalem i strachem przed śmiercią.
— Nie — wysyczał. — Nie mów nam, że nie mamy prawa wypowiadać jego imienia. Był naszym przyjacielem. Naszym
bratem. Fakt, że nigdy nie przekonał się, kim ty
naprawdę jesteś, Malfoy, można uznać za błogosławieństwo i szczęśliwe zrządzenie losu. Słyszałeś, co powiedział Neville. A teraz się wynoś.
— Teo... — Głos Neville’a był pełen bólu i smutku, ale Teo nie potrafił oderwać oczu od Malfoya, ponieważ wraz z jego słowami szare, lodowate źrenice opuściło coś, co mogło być nadzieją. A to, co pojawiło się na jej miejscu, zmroziło go do szpiku kości.
Malfoy wstał powoli i uniósł ręce do góry w geście fałszywej kapitulacji i uległości.
— Nie będę marnował dłużej waszego czasu — powiedział. Znowu z pogardą przeciągał samogłoski, ale szorstki pomruk, jak gdyby delikatna skórka brzoskwini otarła się o papier ścierny, pozostał. Kombinacja ta brzmiała co najmniej niepokojąco i Teo poczuł, jak unoszą mu się włoski na karku.
Malfoy podszedł rozmyślnie niespiesznym krokiem do krzesła, na którym zostawił płaszcz. Jego podbite metalem buty zastukały o drewnianą podłogę. Teo i Neville patrzyli, jak wciąga na palce najpierw jedną rękawiczkę, a potem drugą.
— Mal... Draco... — W głosie Neville’a pobrzmiewała niewątpliwa prośba, ale maska na twarzy Malfoya wskazywała, że nie zamierza jej przyjąć do wiadomości. — Proszę, nie wracaj do Anglii w takim stanie. Odwiedź później Lunę, pytała o ciebie...
Zarzucając na ramiona płaszcz Harry’ego, Malfoy nie okazał żadnych emocji. Jego twarz odzwierciedlała jedynie okrutne i aroganckie piękno, z którego jego zdeprawowana rodzina była prawdopodobnie najbardziej znana. Nigdy nie był tak podobny do swojego ojca, pomyślał Teo i natychmiast zacisnął palce wokół różdżki. O ile wiedział, nie istnieli żadni inni Malfoyowie, a wątpił, by nienaturalna żądza Draco — niezależnie od entuzjazmu, z jakim dążył do jej zaspokojenia — dała mu w efekcie potomstwo. Mógł go teraz zabić i pozbyć się raz na zawsze nie tylko jednego człowieka, ale wszystkiego, co oznaczało jego nazwisko. Pokolenia panów pozbawionych serca i małostkowych lizusów — a także skrytych sadystów — znikłyby, zdmuchnięte jedną Avadą Kedavrą. Teo poczuł w ustach gorące żelazo — smak krwi i nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Jedyne, czego żałował, to że nie zaciśnie palców na tym bladym gardle i nie dotknie jasnej skóry. Przełykając krwawą ślinę, uniósł różdżkę dokładnie w chwili, gdy Malfoy na niego spojrzał. Na jedną długą sekundę ich oczy się spotkały. Teo zamarł, przerażony, kiedy wzrok Malfoya wślizgnął się w jego umysł jak skalpel, z bezlitosną precyzją sondując guzy pożądania, wybuchające przy kontakcie jak czyraki. Z obrzydzeniem większym, niż kiedykolwiek uważał za możliwe, Teo zorientował się, że jego krocze zapulsowało z podniecenia.
Malfoy uśmiechnął się okrutnie — uśmiechem kogoś, kto rozpoznaje ból i strach, gdy je widzi. I bardzo mu się to podoba.
— Swój swego zawsze pozna, Nott — powiedział.
I zniknął.
***
c.d. nastąpi