Ufff, koniec. Nie będę pisać, jak bardzo się cieszę, że podołałam i mam to za sobą
Rozdział sześćdziesiąty drugi— Wiktorio! — wykrzyknął Harry z irytacją.
Dziewczynka zignorowała go i posłała na podłogę kolejną fontannę wody.
Harry przykucnął z rezygnacją. Przynajmniej udało mu się ją umyć, włącznie z włosami.
Spojrzał na siebie. Może nie był czysty, ale z pewnością kompletnie mokry.
— Wyglądasz, jakbyś wytaplał się w wannie — wycedził Draco, oparty w swobodnej pozie o framugę drzwi.
Harry spojrzał na niego drwiąco przez ramię.
— Wiedziałeś, że tak się stanie — odpowiedział. — To ty kupiłeś jej tą nową… — Machnął dłonią w stronę wanny. — Czymkolwiek jest to cholerstwo, które wszędzie rozlewa wodę.
— To się nazywa wieloryb — podpowiedział Draco pomocnie.
— Wiem, że to wieloryb — odparł Harry, żałując, że Draco nie stoi na tyle blisko, aby mógł go trzepnąć. — Ale jakoś trudno mi traktować to jako zabawkę. Zabawki nie są takie prawdziwe. Nie tryskają niespodziewanie wodą, bo akurat wynurzyły się na powierzchnię i chcą zaczerpnąć powietrza!
— To nie moja wina, że jesteś słabo wykształcony w kwestii magicznych zabawek — zripostował Draco.
— Wiktorio, myślę, że twój tatuś powinien tu podejść, żebyśmy mogli nauczyć go czegoś o wielorybach — powiedział Harry lekkim tonem.
— Plum! — odparła Wiktoria, podnosząc zabawkę z wody i ponownie opryskując Harry’ego.
Harry prychnął, Wiktoria zachichotała, a Draco roześmiał się głośno, stojąc bezpiecznie przy drzwiach.
— No dobra, koniec — oświadczył Harry. — Zarówno kąpieli, jak i zabawy.
Wyjął dziewczynkę z wanny, owinął puszystym ręcznikiem i przekazał w ręce Draco.
— Możesz ją ubrać, ja wychodzę.
Idąc po schodach, wciąż słyszał śmiech Draco. Wytarł się, założył spodnie od piżamy i wrócił do pokoju dziecięcego, gdzie tym razem to on przystanął oparty o framugę drzwi. Przyglądał się, jak Draco kołysał Wiktorię, czytając jej bajeczkę. Dziewczynką już zasypiała i Draco wkrótce położył ją do łóżeczka.
— Dzisiaj poszło szybko — zauważył Harry.
Draco wzruszył ramionami.
— Miała pracowity dzień — odpowiedział. — Myślę, że urodziny się udały, mimo że zrobiliśmy je trochę wcześniej.
Harry parsknął.
— Z pewnością ma wystarczająco dużo nowych zabawek i ubrań, żeby przetrwać kolejny rok.
— Wydaje się, że bardzo podoba jej się nowa zabawka do kąpieli — odparł Draco niewinnie.
— Naucz mnie zaklęcia, które wyłącza to cholerstwo — zażądał Harry. — Na pewno je znasz.
— Być może.
Draco uśmiechnął się, co według Harry’ego oznaczało przyznanie się, ale zaraz naszła go inna myśl.
— Uważasz, że będzie miała problem z przystosowaniem się do życia w Hogwarcie? — zapytał, patrząc na spokojnie śpiącą Wiktorię. — W końcu to nasz ostatni wieczór tutaj.
— Da sobie radę — uspokoił go Draco. — Przecież przystosowała się do twoich krewnych, prawda?
Harry zamrugał, próbując sobie to przypomnieć. Miał wrażenie, że od tamtego czasu minęło całe życie, a on był tak zajęty, że teraz wszystko zdawało się rozmazane.
— Będzie dobrze — zapewnił Draco, kiedy Harry nic nie odpowiedział. — To my będziemy mieli problem z przystosowaniem — dodał z żalem.
Wzdychając, Harry mógł się z nim tylko zgodzić.
— Żadnych ponurych myśli — nakazał Draco. — Już słyszę, jak formują je w twojej głowie.
— Słyszysz je? — odparł Harry, wyginając brew.
— Tak, jasne — zapewnił Draco z dumą. — Z czasem stałem się ekspertem w rozpoznawaniu twojej miny pod tytułem „naszły mnie ponure myśli”.
Harry potrząsnął głową z irytacją, ale zrobiło mu się przyjemnie, że Draco tak dobrze go znał. Ostatnio przychodziło mu do głowy sporo depresyjnych myśli i zastanawiał się, jak sobie poradzi bez Draco. Ale jego chłopak nie pozwalał, by zbyt długo się zadręczał.
— Chodź — powiedział Draco, łapiąc go za rękę i ściskając uspokajająco. — Zobaczymy, co robią inni.
— Czemu jesteś już w piżamie? — zapytał zaciekawiony Remus, gdy weszli do salonu. — A może jestem zbyt ciekawski? — dodał ostrożnie, widząc krzywą minę Harry’ego.
Draco zaśmiał się głośno.
— Musiałem się przebrać, a ponieważ niedługo pójdę spać, ubranie piżamy wydawało się sensowne — odpowiedział Harry logicznie.
— Ależ z ciebie idealny Ślizgon — skomentował Lucjusz z rozbawieniem. — Zauważyliście, jak zgrabnie odpowiedział na pytanie, a jednocześnie nie wspomniał o powodzie, dla którego musiał ubrać piżamę?
Wywracając oczami, Harry opadł na kanapę i ułożył stopy na stoliku do kawy. Draco usiadł obok niego i wyjaśnił wszystkim wypadek z wielorybem.
— Miło mi, że Wiktoria ciszy się z prezentów — powiedziała Narcyza.
— Musimy koniecznie dopilnować, żeby nie zapomnieć spakować wieloryba — dodał Draco, czym zarobił klapsa od Harry’ego.
— Wszyscy są już spakowani? — zapytał Severus, jawnie sugerując, że pozytywna odpowiedź jak najbardziej leży w ich interesie.
Crabbe i Goyle skinęli głowami, Blaise’a nie było, ponieważ na te kilka ostatnich dni wakacji postanowił pojechać do mamy. Harry’emu nie chciało się odpowiadać.
Draco zerknął na niego znacząco, zanim się odezwał:
— Tak, obaj jesteśmy już spakowani. Zostało tylko kilka rzeczy, które dopakuję rano — wyjaśnił.
Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.
— Już się spakowałem?
— Tak — odpowiedział Draco. — Podczas gdy ty byłeś zajęty walką z wielorybem, ja skończyłem pakowanie naszych kufrów.
— O, dzięki. Nienawidzę tego robić.
— Zauważyłem — odparł oschle Draco.
— Rano zabierzemy wasze rzeczy do Hogwartu — powiedziała Narcyza. — Wiem, że na ostatni rok w szkole chcecie pojechać pociągiem, ale nie ma sensu, żebyście obciążali się bagażami.
— Tak czy owak, mamy zbyt wiele kufrów, żeby je zabrać do pociągu — powiedział Draco.
— Mamy? — spytał Harry z powątpiewaniem.
— W jednym są książki i przybory szkolne, w drugim ubrania, a w trzecim cała reszta — wyjaśnił Draco. — Same rzeczy twoich zwierzaków zajmą pół kufra.
— Na pewno nie aż tyle — zaprotestował Harry.
— Nie mogę ich spakować do jutrzejszego ranka, ale sama żerdź Fawkesa, nawet pomniejszona, zajmie sporo miejsca. Nie mamy terrarium dla węży, więc będziemy je musieli przenieść na sobie. Jednak zapasy ich karmy i jedzenie dla ptaków są już spakowane.
— Super, że tak to wszystko ogarnąłeś — powiedział Harry, robiąc krzywą minę.
— No pewnie — prychnął Draco. — Gdyby to zależało od ciebie, nigdy nie dotarlibyśmy na czas na stację.
— Bardzo się cieszę, że wybraliście pociąg — powiedział Remus. — To integralna część podróży do Hogwartu.
— Jakoś tak nie wydało mi się w porządku, żeby się aportować albo przenieść siecią Fiuu — przyznał Harry. — Poza tym Draco jako prefekt naczelny powinien pojechać pociągiem.
— Zastanawiałem się, ilu pierwszaków zdołam w tym roku przerazić — wymamrotał Draco.
Harry wywrócił oczami.
— Samą swoją obecnością przerazisz nie tylko pierwszorocznych — powiedział. — Ale odkąd masz Wiktorię, wydajesz się mniej straszny.
— Czyli dobrze się składa, że nie będzie z nami przez cały czas — odparł Draco z uśmiechem.
Harry odwzajemnił uśmiech i spojrzał na Crabbe’a i Goyle’a.
— Nie chcę widzieć, jak wy dwaj pomagacie mu terroryzować innych uczniów — oznajmił, kiwając im palcem.
— Będziemy zajęci chronieniem ciebie — zapewnił Crabbe, szczerząc się szeroko.
Poddając się, Harry uniósł ręce do góry, ale także się uśmiechnął, ciesząc się radością osób zebranych w pokoju.
— Czuję ulgę, że jutro Wiktorii nie będzie z wami — powiedziała Narcyza, kręcąc głową.
— Tak, ja też — przyznał Harry. — Wątpię, czy pozwolono by nam zabrać ją do pociągu, do tego nie mamy pojęcia, czego się spodziewać, więc lepiej, żeby jej tam nie było.
— Ze mną w Hogwarcie będzie bezpieczniejsza — zgodziła się Narcyza. — Mrużka przygotowała już dla niej dziecięcy pokój, więc będzie się tam dobrze czuła. Czeka ją wystarczająco dużo emocji, gdy jutro wieczorem weźmie udział w uczcie powitalnej.
— Usiądzie ze mną? — zapytał Harry, zerkając na Draco. — Przy stole Gryfonów?
— Tak — odparł Draco z grymasem. — Ale nie dlatego, że mi się to podoba, tylko nie jestem pewien, czy wśród Ślizgonów nic jej nie zagrozi.
— To dziwne, że rozdzielimy się akurat w Wielkiej Sali na oczach wszystkich — zasmucił się Harry.
Draco wzruszył ramionami, również z tego niezadowolony.
— Wkrótce przywykniemy do nowego trybu życia i będzie nam łatwiej — uspokoił ich Remus.
Ludzie wokół kontynuowali dyskusję na temat przyszłego roku, Harry jednak wrócił myślami do poprzedniego tygodnia. W zasadzie było cudownie. Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie obietnicę Draco o seksie, quidditchu i spaniu. I dotrzymał słowa. Część o śnie stała się nieco kłopotliwa, ponieważ Draco wymusił na Severusie, by mu co nieco wyjawił, i sprawa skończyła się spotkaniem z panią Pomfrey.
Teraz rytm snu i koszmarów Harry’ego był dokładnie monitorowany w celu zapobieżenia pogłębienia się problemu. Severus wcale nie ucieszył się, gdy pani Pomfrey zdecydowała, by kontrolować także i jego sen. Była jednak na tyle sprytna, że nie poinformowała o tym wcześniej pacjentów, tylko przekazała polecenia Draco i Remusowi. Obaj zapewnili ją, że jeśli tylko zdarzy się coś niepokojącego, zaraz się o tym dowie.
W drugiej połowie tygodnia nie grali już tak dużo w quidditcha, chcąc przed rozpoczęciem zajęć spędzić więcej czasu z rodzinami. Harry i Draco zabierali swoich bliskich ze sobą, więc rozłąka nie będzie dla nich dotkliwa, jednak mimo to Harry uwielbiał długie godziny zabaw z Wiktorią.
Sporo czasu spędzał też sam na sam z Draco. Seks był genialny i sporo trenowali, ale nie tylko. Dużo ze sobą rozmawiali, o wszystkim. Poza horkruksami nie było tematów tabu. Mówienie o niektórych rzeczach nie było łatwe, jednak nie omijali ich całkowicie.
Harry stał się bardziej pewny siebie w swoim związku, Draco bez wątpienia również. Nadchodzący rok nie zapowiadał się na łatwy, lecz obaj byli przygotowani, by stawić mu czoła.
Draco otoczył go ramieniem i przyciągnął bliżej.
— W porządku? — zapytał cicho.
— Tak — odparł Harry, zdając sobie sprawę, że naprawdę tak myśli.
***
— Sto lat, Wiktorio!
— Zdmuchnij świeczkę — powiedział zachęcająco Harry.
Dzień wcześniej już to przećwiczyli, więc teraz Wiktoria wciągnęła powietrze, wydęła policzki i dmuchnęła lekko w kierunku świeczki. Harry nie był pewien kto, ale ktoś rzucił zaklęcie gaszące płomień, mimo to klaskał i cieszył się razem z jubilatką.
Narcyza podała kawałek różowego tortu najpierw Wiktorii, a potem obdzieliła resztę. Dziwnie było jeść ciasto zaraz po śniadaniu, ale cóż, było pyszne.
— Czy to dziecko nie miało już wczoraj przyjęcia? — burknął Severus.
— To dzisiaj tak naprawdę wypadają jej urodziny — wyjaśniła łagodnie Narcyza. — O czym bardzo dobrze wiesz. Przygotowaliśmy tylko tort, a Draco ma dla niej jeden prezent. Potem możemy skończyć przygotowania do wyjazdu do Hogwartu.
Zaskoczony Harry spojrzał na Draco. O niczym nie miał pojęcia. Nie umknęła mu nachmurzona mina Severusa. Jego bez wątpienia to nie zdziwiło, cokolwiek to było.
— Czy wczoraj nie daliśmy jej wszystkich prezentów? — zapytał.
— Większość — odpowiedział Draco. — Ale skoro to dziś ma urodziny, też musi coś dostać.
— Co to jest? — chciał wiedzieć Harry.
— Zobaczysz — odparł Draco z uśmiechem na ustach, nie zamierzając nic więcej wyjawić.
Widząc, że Draco nie ustąpi, Harry posłusznie zjadł swój kawałek tortu, ciesząc się nim tak samo, jak Wiktoria swoją porcją, jednak w odróżnieniu od niej, włożył go do ust. Dziewczynka miała różowy lukier rozsmarowany dosłownie wszędzie.
Draco zniknął na górze, a Harry zajął się myciem, pomagając sobie przy tym odpowiednimi zaklęciami. Teraz nie mieli czasu na kąpiel.
Uszczęśliwiona dziewczynka siedziała mu na kolanach i klaskała, kiedy Draco wrócił.
Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zamrugał. Spojrzał raz jeszcze takim wzrokiem, że Draco zaczął się śmiać.
— Czy ty właśnie głaskasz kociaka? — zapytał zaszokowany.
— Tak, a ty pewnie sądziłeś, że nawet nie mam pojęcia, jak to się robi? — odparł Draco.
Zerkając na Crabbe’a i Goyle’a, Harry przypomniał sobie rozmowę o małych kotkach i pieskach. Ponownie popatrzył na Draco, lecz wciąż szokowało go, że bardziej dziwi go jego chłopak pieszczący kota, niż gdyby kopnął szczeniaka.
Draco podszedł bliżej i przykucnął przed nim i Wiktorią. Dziewczynka zapiszczała z radości, a Harry automatycznie przypomniał jej, aby była delikatna, kiedy Draco położył jej kotka na kolanach.
Harry spojrzał na białą kupkę puchu o zielonych oczach i różowym nosku.
— To jest jej prezent urodzinowy? — zapytał.
Draco przytaknął i uśmiechnął się do córki.
— Podoba jej się — powiedział.
— Oczywiście, że tak — zgodził się Harry. — To urocze, rozkoszne, puchate zwierzątko. Jednak kiedy ostatnio sprawdzałem, nie lubiłeś uroczych, puchatych zwierzątek.
— Racja — zgodził się Draco. — Ale ty lubisz, więc możesz jej pomów w zajmowaniu się kotem.
— Draco! — wykrzyknął Harry. — A co, jeśli ja nie chcę się nim zajmować?
— To nie musisz — odparł Draco niedbale. — Zawsze mogę do oddać.
Harry’emu wcale nie spodobał się ton jego głosu.
— Komu go oddasz? — spytał podejrzliwie.
— Klony znalazły go kilka tygodni temu na Nokturnie — wyjaśnił Draco lekceważąco. — Prawdopodobnie uciekł przed kimś, kto zamierzał użyć go jako składników do eliksirów.
— Nie mówisz poważnie! — ponownie wykrzyknął przerażony Harry.
Draco patrzył na niego spokojnie. Harry znów spojrzał na puchatą kulkę, nie do końca pewien, czy jego chłopak nie wymyślił całej historii. Jednak wynik byłby taki sam bez względu na to, czy kłamał, czy mówił prawdę. Mieli kota.
— Chcesz mi powiedzieć, że moi przyjaciele zbierają teraz dla mnie przybłędy? — zapytał z rezygnacją.
— Niestety tak — zaśmiał się Draco. — Ale muszę przyznać, że pomysł wcale nie wydaje mi się taki zły. Wciąż nie podoba mi się, że Wiktoria bawi się z jadowitymi wężami.
— Wiktoria nie przestanie bawić się z Lissą — ostrzegł Harry. — Są praktycznie najlepszymi przyjaciółkami.
— Wiem — powiedział Draco, wywracając oczami. — Ale z puszystym kotkiem może się bawić nawet wtedy, kiedy ciebie nie ma w pobliżu.
W tym punkcie Harry był gotów się zgodzić. Uśmiechnął się, obserwując Wiktorię. Kociak wydawał się zadowolony, po prostu leżąc sobie, gdy ktoś go głaskał. Wiktoria miała zaledwie rok, ale już całkiem dobrze umiała obchodzić się ze zwierzętami. Z pewnością znacznie lepiej niż jej ojciec. Chociaż Draco zasługiwał na pochwałę za to, że zachęcał córkę, aby troszczyła się o inne żywe stworzenia.
— No dobrze, Wiktorio — odezwał się Harry, przyciągając uwagę dziewczynki. — Jak nazwiemy twojego kotka?
— Dokładnie tego było nam trzeba — powiedział szorstko Severus. — Plugawego kota.
— Plum! — zapiszczała Wiktoria.
Harry wpatrywał się w nią przez chwilę, potem spojrzał na Severusa i w końcu na Draco. Obaj wybuchli śmiechem.
— Myślę, że dostaliście odpowiedź — mruknął Remus, chichocząc na widok zaskoczenia na twarzy Severusa.
— A ja uważam, że to znak, abyście zaczęli uważać na to, co mówicie — dodała Narcyza ostrzegawczo, choć również była rozbawiona.
Harry i Draco przytaknęli, wciąż się śmiejąc.
— Czyli jakie imię Severus i Wiktoria wybrali? — zapytał Harry. — Plum?
— Plum! — powtórzyła Wiktoria.
— Na to wygląda — skomentował Draco.
— Sądzę, że tym słowem określa kąpiel, i dlatego je wybrała — zdecydował Harry.
— Plum? — spytała Wiktoria, patrząc na niego z nadzieją w szeroko otwartych oczach.
Draco znów zaczął się śmiać.
— Nie, teraz nie będzie kąpieli — odparł Harry ze smutkiem.
— Przypomina mi to, że mamy jeszcze wieloryba, którego trzeba spakować — powiedział Draco i wstał, uśmiechając się znacząco do Harry’ego.
— Wy chłopcy lepiej się pospieszcie — wtrącił Lucjusz. — Do wyjazdu nie zostało już wiele czasu.
— I nie wrócicie tutaj, jeśli czegoś zapomnicie — ostrzegł Severus.
— Poza wielorybem i magiczną menażerią Harry’ego wszystko mamy już spakowane — zapewnił Draco.
Harry spojrzał na kociaka.
— Nie jest magiczny, prawda? — zapytał.
— Nie sądzę — odparł Draco. — Ale to wciąż część twojej zwierzęcej kolekcji.
— Jest prezentem urodzinowym dla Wiktorii — zaprotestował Harry. — Ja nie miałem z tym nic wspólnego.
— Później to sobie wyjaśnicie — przerwała im Narcyza, zabierając Wiktorię z kolan Harry’ego. — Ja się nią zajmę, a wy spakujcie zwierzęta i przygotujcie się do wyjazdu.
Harry przytulił kotka do piersi, pieszcząc jego miękkie futerko i słuchając cichego mruczenia.
— Co mam z nim zrobić? — spytał ponownie.
— Na górze jest kosz — poinformował go Draco. — Jedzie z nami pociągiem, ponieważ mama nie chce zajmować się żadnym zwierzakiem, a Mrużka będzie zbyt zajęta, żeby ją obarczać dodatkowym obowiązkiem. Musisz posłać Hawkesa do Hogwartu, żerdź mam już spakowaną. Nie wiem, co z Hedwigą. Zwykle zabierałeś ją do pociągu, prawda?
— Tak, ale wydaje mi się, że jeśli zechce, to sama poleci do zamku — odparł Harry i spojrzał z grymasem na kociaka. — Nie jestem pewien, jak zareaguje na obecność Plum.
— Przedstawiłem ich sobie, ale Herdwiga nie zareagowała zbyt przyjaźnie — przyznał Draco.
— Koty, węże i ptaki — powiedział Harry. — Czy to nie są naturalni wrogowie?
— Nawet wrogowie mogą nauczyć się dogadywać — mruknął Draco, pochylił się i pocałował Harry’ego. — A niektórzy mogą nauczyć się czego więcej, niż tolerować się nawzajem.
***
— Harry! — wrzasnął Draco.
— Już idę! — odkrzyknął Harry, zbiegając po schodach. Wpadł do przedpokoju w środek czekającej na niego grupy. — Musiałem jeszcze odesłać Hedwigę — wyjaśnił.
— Myślałem, że zrobiłeś to dwadzieścia minut temu — zauważył Draco.
Harry wzruszył ramionami, nie chcąc powiedzieć, że przez całe te dwadzieścia minut rozmawiał z Hedwigą. Wciąż nie miał pewności, czy mu do końca wybaczyła, ale była nastawiona dużo bardziej pozytywnie niż wcześniej. Mimo to wolała polecieć do Hogwartu, niż jechać z nimi pociągiem. Za co wcale jej nie winił.
Draco wpatrywał się w niego ze zrozumieniem. Wyciągnął rękę, pozwalając dwóm wężom przenieść się na Harry’ego. Rozmawiali o tym wcześniej, więc Lissa i Gryf już na niego czekały. Uszczęśliwione wpełzły pod rękaw i owinęły się wokół ramienia. Salz i Rafe zostali z Draco.
— Przynajmniej masz na sobie szatę — powiedział Draco.
Harry zerknął na siebie, czując się zabawnie w szkolnym ubraniu w domu. Nie zabierali ze sobą kufrów i dlatego musieli przebrać się przed wyjściem. Draco wydawał się z tego powodu dumny, lecz miało to zapewne więcej wspólnego z błyszczącą na jego piersi plakietką naczelnego prefekta niż z czymkolwiek innym.
— Czy ludzie się nie zdziwią, gdy będziemy paradować w szatach? — zapytał Harry.
— Nie będziesz paradował, tylko się aportujesz — burknął Severus.
— Co? — zdziwił się Harry. — Twierdzisz, że możemy aportować się na King’s Cross?
— Oczywiście, że możemy — odparł Draco, wywracając oczami z powodu jego ignorancji. — Aportujemy się bezpośrednio na peron dziewięć i trzy czwarte.
— To dlaczego wcześniej nikt nigdy ze mną tego nie robił? Po co ochroniarze i pracownicy ministerstwa jeżdżą samochodami i… i ryzykowali życie Syriusza w drodze na stację — dodał Harry cicho.
Remus i Severus wymienili spojrzenia.
— Po co to całe zamieszanie? — pytał dalej Harry.
— Albus Dumbledore dokonał pewnych wyborów, których być może nikt z nas nie rozumie — odpowiedział mu w końcu Severus. — Chodźcie, na nas czas.
— Jedziesz z nami? — zapytał Harry, po raz kolejny zaskoczony.
Zdziwił go też wyraz twarzy Remusa, który usilnie starał się stłumić śmiech. Nie radził sobie zbyt dobrze, a jego oczy błyskały rozbawieniem. Jednak mina Severusa pozostała obojętna i niczego nie zdradzała.
— Nie musisz z nami jechać, prawda? Skoro możemy się aportować?
— Zwyczajem jest, aby rodzice odprowadzali swoje dzieci na dworzec — wtrącił się Lucjusz.
Harry wpatrywał się w niego oniemiały.
— Rodzice? — powtórzył bezmyślnie.
— Zwyczajem jest też, że Potter potrzebuje eskorty, która pilnuje, żeby nie pakował się w kłopoty — dodał łagodnie Severus. — A ponieważ nie ma pod ręką innych członków zakonu, zadanie to przypadło mnie i Remusowi.
Mrugając powoli, Harry wciąż się w niego wpatrywał. Rozmowa, którą właśnie odbyli, sprawiła, że wypowiedź Severusa zabrzmiała rażąco nieważnie. Ktoś zawsze odprowadzał go na stację, jednak nigdy na sam peron. Możliwość aportacji bezpośredniej eliminowała konieczność eskorty.
Draco otoczył go w pasie ramionami.
— Gotowy? — spytał nonszalancko.
Harry spojrzał na niego, uśmiechnął się lekko i skinął głową. W tym roku miał rodziców, którzy go odprowadzą. I nieważne, że oficjalnie nie byli jego rodzicami ani że zobaczy idopiero na peronie.
Aportacja na stację okazała się zaskakująco łatwa, więc znów zaczął się zastanawiać, czemu w przeszłości robiono z tym tak wiele zamieszania. Z drugiej strony w tym roku trzymał w rekach tylko koszyk z kotkiem i nie musiał martwić się kufrem. Tylko takie wyjaśnienie miało jakikolwiek sens.
Kiedy wyszli ze strefy aportacji na peron momentalnie zapomniał o wszelkich dylematach. Narcyza została jeszcze z Wiktorią na Grimmauld Place, nie wiedząc, jakie czeka ich powitanie, ale Crabbe i Goyle stanęli po obu stronach Harry’ego, a Draco, Severus i Lucjusz tuż za nimi.
— Cóż, wygląda to jakoś inaczej — zauważył Draco sarkastycznie.
Harry rozejrzał się po peronie. Ludzie obserwowali go ze strachem, złością lub podziwem. A Draco Malfoy patrzył na nich wilkiem.
— Mnie się wydaje normalne — odparł Harry oschle.
— Ludzie często zamierają w twoje obecności, co? — zapytał Draco.
— Czasem się zdarzało, ale chyba nigdy na dworcu — przyznał Harry.
— Już ty dobrze wiesz, jak zrobić wielkie wejście — powiedział Blaise, podchodząc do nich.
— Nigdy tego nawet nie próbowałem — odparł Harry, wzruszając ramionami.
Draco i Blaise unieśli brwi z niedowierzaniem.
— Tylko ty mogłeś coś takiego powiedzieć — rzucił Draco.
— Ale to prawda — zapewnił Harry. — Wcale nie chcę mieć wielkiego wejścia. Tak się po prostu dzieje. Weasleyów jeszcze nie ma? — spytał Blaise’a, zmieniając temat.
— Ja ich nie wiedziałem. Ale przybyłem wcześniej, żeby zobaczyć, jak inni zareagują na wasze pojawienie się.
Harry rozłożył szeroko ręce.
— Szok, dezaprobata, podziw, przerażenie. Która reakcja najbardziej cię interesuje? — spytał Harry ironicznie. — Wybieraj. — Zmrużył oczy na widok Pansy i Notta. — Acha, i do listy możesz dodać nienawiść.
— Już próbowali wyciągnąć ode mnie informacje — przyznał Blaise, podążając za jego wzrokiem. — I muszę zgodzić się z twoim wrażeniem. Oni sądzą, że Draco tylko udaje twojego przyjaciela.
— Mówili coś konkretnego? — wtrącił się Draco ostro.
— Oczywiście, że nie — odparł Blaise. — Pansy to głupia zdzira, ale Nott jest zbyt sprytny, żeby cokolwiek wyjawić i odkryć swoje karty.
— Nie wystarczająco sprytny — mruknął Harry.
— Niejasne wrażenie nic nam nie daje — zauważył Blaise. — I Nott o tym wie.
— Będzie uważnie obserwowany — wtrącił się Severus. — A teraz czas wsiadać do pociągu.
Harry obrócił się, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie ma na twarzy głupkowaty uśmiech, jednak nie mógł się powstrzymać. Później będą martwić się o Notta i Pansy, teraz miał rodziców, którzy odprowadzali go do szkoły.
Przytulił Remusa z ulgą, że właściwie wcale się nie żegnają. Był szczęśliwy, że wreszcie ma okazję spędzić z nim więcej czasu i nie chciał tak szybko tego tracić.
— Zobaczymy się Hogwarcie — uspokoił go Remus i Harry puścił go niechętnie.
Na oczach wszystkich uczniów nie ośmielił się uściskać Severusa. Nie miał ochoty dostać szlabanu, zanim rozpoczęła się właściwa nauka. A raczej kolejnych szlabanów, bo już musiał warzyć eliksiry dla skrzydła szpitalnego.
— Co? — zapytał ostrożnie, gdy zauważył, że Draco przygląda mu się niecierpliwie.
— Właśnie czekałem, by sprawdzić, czy faktycznie pragniesz śmierci — wyjaśnił Draco przeciągle.
Harry z wahaniem wzruszył ramionami.
— Nie, raczej nie — przyznał.
— Czy muszę przypominać, że tutaj nie jestem twoim profesorem? — zapytał Severus.
Czyżby to oznaczało, że Harry jednak mógł go uściskać? Profesora Snape’a — zdecydowanie nie, nawet Severus był w tych sprawach wyjątkowo drażliwy. W tej chwili, w zwykłej szkolnej szacie i ze stoickim wyrazem twarzy wcale nie wyglądał na przystępnego.
Ale kiedy Severus uniósł brew, Harry uśmiechnął się, podszedł bliżej i mocno go przytulił.
— Dziękuję — szepnął.
— I ja dziękuję — mruknął Severus.
Być może i on potrzebował potwierdzenia ich związku.
Na peronie rozległo się głośne westchnienie. Harry obrócił głowę, żeby zobaczyć, co się stało, i na widok idiotycznych min uczniów i ich rodziców podzielił się złośliwym uśmieszkiem z Draco, Blaise’em, Crabbe’em i Goyle’em.
— Właśnie takiej reakcji oczekiwałem — oznajmił Blaise.
— Powinniśmy przynieść trochę popcornu — wycedził Draco.
Harry parsknął śmiechem. W najśmielszych snach nie spodziewał się, że przy powrocie do szkoły poczuje się tak lekko.
— Severusie, z wiekiem łagodniejesz — zadrwił Lucjusz.
— Wziąłem pod uwagę takie ryzyko i uznałem, że nie zaszkodzi to mojej reputacji — odpowiedział oschle Severus.
Spojrzawszy przez ramię, Harry uśmiechnął się do niego.
— Wszyscy wiedzą, że nadal jesteś podłym draniem — potwierdził.
— Bo faktycznie jest — dodał Draco, przezornie odsuwając się od Severusa.
— Harry! — rozległ się okrzyk jego przyjaciół.
— Zaraz wracam — powiedział Harry, na co Draco przytaknął i skorzystał z okazji, żeby porozmawiać z ojcem.
Hermiona najpierw przytuliła go mocno, po czym odchyliła głowę i przyjrzała mu się z uwagą.
— Wyglądasz na wyjątkowo szczęśliwego — zauważyła.
— Bo jestem — udało mu się odpowiedzieć, zanim wszyscy Weasleyowie po kolei wciągnęli go w ramiona.
— Co to jest? — zapytał Ron.
Harry zerknął na koszyk, którego nie wypuszczał z ręki, od kiedy przybył na stację.
— Eee… to Plum — odparł z wahaniem.
— Co za Plum? — ciągnął zaciekawiony Ron.
— Plum to imię — wyjaśnił Harry, unosząc wieko koszyka, aby pokazać puchatą kulkę w środku.
— To mały kot?! — wykrzyknął Ron.
— Och, jaki uroczy — zapiszczała Ginny, sięgając ręką do koszyka. — I jaki on męski — dodał ironicznie.
Harry spojrzał na nią ze złością i opuścił wieczko na jej przedramię. Ginny uśmiechnęła się do niego bez cienia skruchy.
— Chyba Blaise na ciebie czeka — wycedził Harry.
— Wiesz, że się ode mnie nie odpędzisz — odparła Ginny. — Będziesz musiał spędzać z nami czas, kiedy Malfoy zajmie się obowiązkami głównego prefekta.
— Skąd wziąłeś tego kota? — zaciekawiła się Hermiona, zaglądając do koszyka.
— Draco podarował ją Wiktorii na urodziny — odparł Harry, na co przyjaciele spojrzeli na niego z niedowierzaniem. — Później wam wszystko wyjaśnię.
W powietrzu rozległ się ostrzegawczy, głośny gwizd pociągu.
— Ten rok musicie spędzić z dala od kłopotów — zapowiedziała ostrzegawczo pani Weasley.
— Bardzo się postaramy — odparli wszyscy chórem, czym wywołali tylko jej głębokie westchnie rezygnacji.
— Po prostu się postarajcie, kochani — powiedziała Molly. — A teraz się pospieszcie. Pociąg zaraz odjedzie.
— Do zobaczenia później — rzucił Harry Ronowi i Hermionie, wiedząc, że mają obowiązki prefektów. Chciał złapać Draco, zanim jego chłopaka zajmą te same obowiązki. — Chodź, Ginny — dodał, łapiąc za jeden z uchwytów jej kufra. — Blaise jest z Draco.
Obrócił się i prawie wpadł na Goyle’a. Zaskoczony zamrugał na niego i Crabbe’a. Rozejrzał się wokół. Zapewne nie bez powodu nikt inny do niego nie podszedł. Obaj Ślizgoni poważnie potraktowali swoje obowiązki.
— Wezmę twój bagaż — powiedział Goyle i nie zawracając sobie głowy czekaniem na pozwolenie, odebrał kufer z rąk Ginny i Harry’ego.
Harry mruknął coś bezradnie.
— Dziękuję, Goyle — powiedziała Ginny uprzejmie. — Pospiesz się, Harry — dodała.
Otrząsając się szybko, Harry utorował sobie drogę przez tłum rodziców i młodszego rodzeństwa, zdając sobie sprawę, że większość uczniów Hogwartu była już w pociągu. Zatrzymał się tuż obok Draco.
— Jak zwykle spóźniony — zauważył szyderczo Severus.
— Ale zdążyłem, prawda? — zaprotestował Harry. — I chyba mamy jeszcze dwie minuty, zanim pociąg ruszy.
— A skąd to wiesz? — zapytał Draco. — Zawsze się tak spóźniasz?
— Eee, często — przyznał Harry, słysząc, jak Ginny chichocze tuż za nim.
Rzucił okiem za siebie. Ginny i Blaise wsiadali już do pociągu, a Crabbe i Goyle podążali ich śladem.
— Chodźmy — pogonił go Draco.
— Uważajcie na siebie — ostrzegł Severus.
Harry kiwnął głową, pomachał Remusowi i uśmiechnął się ironicznie do Lucjusza.
— Harry! — wrzasnął Draco. — Jeśli się nie pospieszysz, ten cholerny pociąg nam ucieknie.
— Już idę! — krzyknął Harry. — Przecież jeszcze nie odjechał, prawda? — Dogonił Draco, złapał go za rękę i pocałował szybko. — Już jestem — wysapał.
Przez moment obaj tylko stali, wpatrując się w pociąg.
— Nie mogę uwierzyć, że naprawdę wracam — powiedział Draco.
— Wszystko będzie dobrze — zapewnił Harry cicho, dobrze wierząc, że Draco jest bardzo zdenerwowany, a on wcale mu nie pomógł, niemal się spóźniając.
Draco spojrzał na niego z ukosa i uśmiechnął się lekko.
— To po prostu początek nowej przygody, prawda? — zapytał.
— Pokonaliśmy Czarnego Pana — odparł Harry, wzruszając ramionami. — To jakoś sobie poradzimy z rokiem w Hogwarcie.
Pociąg wydał ostatni ostrzegawczy gwizd i jego koła zaczęły się powoli poruszać.
Wymieniając uśmiechy, Harry i Draco ruszyli w stronę schodów. Draco wskoczył na pierwszy stopień i złapał za koszyk Plum, żeby pomóc Harry’emu. Gdy pociąg przyspieszył, spojrzeli na Severusa, Remusa i Lucjusza, którzy wciąż stali na peronie.
Harry im pomachał.
— Do zobaczenia w Hogwarcie! — zawołał.
KONIEC